Matthew Tyrmand dla Super Expressu: Między szogunem a ogórkiem

2015-03-17 3:00

Wróciłem do Warszawy. W powietrzu czuć wiosnę i nadchodzące zmiany. Także w tzw. klasie politycznej. Niestety, na najwyższych szczeblach oznacza to zdziecinnienie. Celem drwin stał się ostatnio przełożony szoguna. Zamiast debatować z konkurentami do prezydentury, czmychnął do dalekiego kraju, by przypomnieć, jaką żenadę może odstawić polski polityk za granicą.

Osobiście jestem zwolennikiem debat. Obrona osiągnięć przed zarzutami rywali powinna być psim obowiązkiem polityka na urzędzie. Kiedy myślę o pierwszej kadencji, kulminacją tej prezydentury wydaje mi się jednak zgolenie wąsów. I nie dziwię się niechęci do debaty. Trudno tego bronić...

Brytyjczycy mają powiedzenie o tym, że im coś lepiej poznajesz, tym się wydaje mniej atrakcyjne. Tak jest w przypadku prezydenta. Jestem nieustannie zdegustowany jego oskarżeniami o brak patriotyzmu wobec wszystkich tych, którzy śmieli powątpiewać w uczciwy przebieg ostatnich wyborów. Cóż w końcu jest dziwnego w tym, że grupa marksistowskich rolników wymiotła konkurencję nawet w okręgach, w których owych rolników nie ma?

A może niepotrzebnie się dziwię? W końcu to kolejny z całej gamy polityków na szczytach, który gotów jest trzymać się jej zębami. Kopać i krzyczeć, niezależnie od tego, jak żałośnie to wygląda. Byle władzy nie oddać.

Mimo to jako wyborca chciałbym jednak zobaczyć kilka debat. W Stanach Zjednoczonych jest to zawsze główny punkt całego cyklu wyborczego. Debata to moment, w którym wyborcy mogą się przekonać, kto tak naprawdę jest idiotą, a kto potrafi zachować się jak należy. To właściwie jedyny moment we współczesnych kampaniach, w których wybory można zasłużenie przegrać bądź wygrać. Choć przypuszczam, że polski samuraj przyzwyczajony zazwyczaj do rzucania jednej, nieco zjełczałej dykteryjki, miałby kłopoty wyjść zwycięsko z pojedynku z którymkolwiek z przeciwników.

Choć przepraszam, jest jeden wyjątek.

Chodzi o najbardziej rozpoznawalnego rywala prezydenta, przynajmniej w oczach Zachodu. Niepowtarzalna pani Ogórek. Jej wyniesienie do grona poważnych kandydatów to kolejny z całej listy dowodów na to, że polski system polityczny stał się zaprzeczeniem merytokracji. Odbieram wiele e-maili od przyjaciół z USA przytaczających cytaty z tak istotnych periodyków politologicznych jak "Playboy", wyrażających zainteresowanie tą kandydatką. Doceniam "Playboya", ale wolałbym zwrócić uwagę na to, co pani Ogórek może powiedzieć. Oczywiście w tych nielicznych chwilach, w których otaczający ją panowie pozwolą jej wreszcie rozmawiać z mediami. Leszek Miller mówi, że to kandydatka "zdystansowana". Wolałbym jednak, żeby nie dystansowała się od odpowiedzi na kwestie, takie jak śmierć Niemcowa czy gospodarka. Doceniam, że nauczyła się politycznej sztuki unikania odpowiedzi, ale... czy ona naprawdę umie cokolwiek oprócz tych uników? Na razie jest tylko ładnym pionkiem w rękach patriarchy umierającej partii byłych, ale niezbyt zreformowanych komunistów. Nie jestem lekarzem, ale ktoś, kto zagłosowałby na tę kobietę przekonany jej dotychczasową postawą, powinien zastanowić się nad sobą.

Mam nadzieję, że przełożony szoguna i pani Ogórek zderzą się ze sobą, co pozwoli wcisnąć się do drugiej tury jedynemu realnemu rywalowi prezydenta, jakim jest Andrzej Duda.

Przyznam, że nigdy nie byłem fanem Prawa i Sprawiedliwości. Są dla mnie zbyt socjalizującymi i zbyt moralizującymi ekonomicznymi analfabetami. Jedynym ich plusem jest to, że nigdy nie byli skuteczni w realizowaniu tego, co wygadują w kampaniach. I tylko to może w przypadku dojścia PiS do władzy wyjść krajowi na dobre.

Po dekadach zniszczeń dokonanych w naszym kraju przez lewicę, psucia prawa (emerytury, wybory, podatek Belki itd. itp.) chciałbym, żeby Polska złapała oddech i przesunęła się choć trochę w prawo. Dla dobra wszystkich.

Zobacz: Wybory prezydenckie 2015. Bronisław Komorowski TRACI w najnowszym sondażu! Będzie II tura?

Zapisz się: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Nasi Partnerzy polecają