Bieda

i

Autor: Shutterstock

Michał Syska dla Super Expressu: W Polsce praca nie gwarantuje wyjścia z biedy

2015-06-18 12:08

Michał Syska w rozmowie z Tomaszem Walczakiem.

"Super Express": - Jak to możliwe, że w kraju "bezprzykładnego sukcesu", który notuje ciągły wzrost gospodarczy, 2,8 mln Polaków żyje w skrajnym ubóstwie, a kolejne kilka milionów mieści się w innych kategoriach ubóstwa? Takie przygnębiające dane przynosi niedawny raport GUS.

Michał Syska: - Wszystko zależy, jak definiujemy sukces. Jeśli za sukces uznamy utrzymanie wzrostu gospodarczego, to faktycznie można się cieszyć. Natomiast sam wzrost gospodarczy nie gwarantuje poprawy sytuacji większości społeczeństwa. Wszystko zależy od redystrybucji dochodów, a z tym jest problem.

- Owoce wzrostu trafiają głównie do zamożnych?

- Dokładnie. Warto zwrócić uwagę, że wzrost gospodarczy, który jest dla rządzących powodem do dumy, odbywa się w dużej mierze dzięki radykalnemu przyrostowi elastycznych form zatrudnienia, czyli popularnych umów śmieciowych i czasowych. To wiąże się ze wzrostem liczby tzw. biednych pracujących, czyli osób, które w jakiś sposób pracują, ale dochody, które z pracy uzyskują, nie pozwalają na zaspokojenie podstawowych potrzeb, nie mówiąc już o planowaniu swojego życia i inwestowaniu w życie rodzinne. Posiadanie pracy nie gwarantuje dziś wyjścia z biedy. Warto jeszcze zwrócić uwagę na jedną sprawę.

- Jaką?

- Statystyki dotyczące ubóstwa ograniczają się do kwestii dochodowych. A jednocześnie mamy przecież do czynienia z ograniczaniem dostępu do usług publicznych, takich jak edukacja i służba zdrowia dla niezamożnych osób. To jeszcze bardziej pogłębia ich problemy, których w statystykach GUS nie widać.

- Statystyki GUS obalają pewien mit polskiej polityki. Panuje bowiem przekonanie, że jak się więcej da bogatym, to ci nie dość, że zwiększą konsumpcję, to jeszcze stworzą warunki dla bogacenia się innych. To popularna teoria skapywania. Tyle że stała od lat liczba ubogich pokazuje, że to po prostu nie działa, choć bogaci się bogacą.

- Polski pomysł na gospodarkę i budowanie przewagi konkurencyjnej ogranicza się do utrzymania niskich płac. Jeśli nie postawimy na gospodarkę opartą na innowacjach, która wiąże się z lepszymi miejscami pracy, to z tego zaklętego kręgu ubóstwa nie wyjdziemy. Obecna sytuacja wielu ludziom biznesu wydaje się pasować. To jednak bardzo krótkowzroczne myślenie. Wzrost liczby osób, które nie mogą sobie pozwolić na zakup wielu dóbr konsumpcyjnych, zabija popyt wewnętrzny, a więc szkodzi gospodarce. W interesie bogatych i przedsiębiorców byłoby więc podniesienie płac, by zwiększyć liczbę konsumentów.

- Zapomina się trochę, że walka z biedą ma nie tylko wymiar moralny, ale także ekonomiczny. Wydatek jednych jest zyskiem drugich.

- I tu dobrym przykładem jest Brazylia pod rządami prezydenta Luli. Stworzono ambitne programy społeczne polegające nie na prostych transferach środków pieniężnych do najbiedniejszych, ale na szerokim dostępie do usług publicznych, takich jak edukacja czy kultura, co przełożyło się na wzrost liczby konsumentów. To z kolei uczyniło z Brazylii jeden z ważniejszych gospodarczo krajów świata. To ważna nauka dla naszych decydentów. Celem nie powinno być powiem subwencjonowanie biedy poprzez wypłacanie zasiłków, co prowadzi do konserwacji tego stanu rzeczy, ale poprzez podobnie ambitne programy jak w Brazylii. Oprócz dostępu do usług publicznych miałyby one wspierać rozwój innowacji, za którymi idzie presja na wyższe pensje. To wszystko wymagałoby także większej progresywności podatkowej i większego obłożenia nimi najbogatszych. Wydaje mi się, że byłoby to receptą na ograniczenie sfer biedy i wykluczenia społecznego.

Szykują ZAMACH na Falentę! Stonoga ostrzega