Wojciech Jabłoński

i

Autor: Piotr Grzybowski

Wojciech Jabłoński: Miller jak Kaligula, tylko koń coś niemrawy

2015-05-05 4:00

Z ekspertem do spraw wizerunku Wojciechem Jabłońskim rozmawiamy o największych obciachach kamapnii prezydenckiej.

"Super Express": - Na sąsiedniej stronie rozmawiamy o zajściu w studiu TVP, z którego z hukiem wyszedł Marcin Mastalerek ze sztabu Andrzeja Dudy. Czy zdarzenie to można zaliczyć do obciachów kampanii prezydenckiej?

Wojciech Jabłoński: - Absolutnie nie. To raczej przemyślana strategia. Jak zawsze obserwując politykę, należy zadać sobie pytanie, co takim zachowaniem rzecznik PiS chciał osiągnąć.

- A co chciał osiągnąć?

- Ja myślę, że to, co zaprezentował, jest częścią strategii wyborczej PiS-u, nastawionej na elektorat twardy. Przekonany o tym, że wybory prezydenckie zostaną sfałszowane. Powielający krążące po mieście plotki, że 15 maja władza przeprowadzi kolejny przewrót majowy. Wyborcy ci są totalnie negatywnie, a nawet agresywnie nastawieni do mediów tzw. mainstreamowych. Obrażanie się na te media, wychodzenie ze studia, w tym twardym elektoracie jest przyjmowane przychylnie.

- Ale czy nie odstraszy to tych bardziej umiarkowanych wyborców?

- Przede wszystkim ze studia nie wyszedł kandydat PiS-u, ale rzecznik prasowy. Czyli osoba przygotowana do roli fightera, przyjmowania razów od przedstawicieli mediów. Andrzej Duda by tego nie zrobił. Chce uchodzić za kandydata umiarkowanego, otwartego. Podczas gdy Bronisław Komorowski zamyka się na dyskusję, nie weźmie udziału w debacie przed pierwszą turą, Duda się na niej pojawi.

- Czyli jest to strategia dobrego i złego policjanta, gdzie tym dobrym jest Andrzej Duda, a tym złym rzecznik PiS?

- Tak. Chodzi o to, by z jednej strony utrzymać elektorat twardy, i to jest zadanie wychodzącego ze studia Mastalerka, z drugiej Andrzej Duda, mający pozyskać wyborców bardziej umiarkowanych. I stanowiący kontrast wobec, mówiąc bardzo delikatnie, niezbyt rozsądnej polityki prezydenta Komorowskiego.

- Skoro w przypadku Mastalerka mamy do czynienia z przemyślaną strategią, a nie obciachem, co uznałby pan za faktyczny obciach tegorocznej kampanii?

- O, jest kilka takich rzeczy. Najwyższe miejsce na podium zajmuje Magdalena Ogórek. To megaobciach, powrót do czasów cesarza Kaliguli, który postanowił, by do senatu wyznaczyć swojego najlepszego konia. Teraz w rolę Kaliguli wciela się Leszek Miller. Tylko koń jakiś niemrawy. To absolutne pierwsze miejsce. Zarazem będzie to jedno z ostatnich miejsc w faktycznym głosowaniu. Obciach jest też jednak na górze stawki. Magdalenie Ogórek po piętach depcze bowiem urzędujący prezydent Bronisław Komorowski.

- Na czym polega "obciachowość" kampanii prezydenta?

- Mnóstwo gaf, unikanie debaty, anemiczna kampania. Masa błędów u polityka, który w oficjalnej polityce jest już ćwierć wieku. To żenujące, i myślę, że wyborcy przy urnach ocenią to odpowiednio. Efektem będzie bardzo słaby wynik prezydenta w pierwszej turze. Co więcej, ośmielam się powiedzieć, że Bronisław Komorowski w drugiej turze może wybory prezydenckie przegrać.

- Śmiała teza...

- Nie przy tym natężeniu gaf, braku wyczucia, przemówieniach jak z peerelowskiej akademii. To kampania zupełnie niekontrolowana. Natomiast trzecie miejsce na pudle pod względem obciachu musi dostać Janusz Korwin-Mikke. Za powtórkę z kampanii Hitlera z 1932 roku. To latanie starym samolotem, zakładanie czapki pilotki, uzupełnia wizerunek polityka nie do końca poczytalnego.

Zobacz: SZOK! Kobieta urodziła dziecko dwa miesiące po swojej śmierci