Zbigniew Krasnodębski: Dopóki Kaczyński jest czynny politycznie, nie zrezygnuje z przywództwa

2010-08-10 14:45

Jak wyglądałby PiS bez Jarosława Kaczyńskiego? Czy taki scenariusz jest możliwy? Socjologiczne ujęcie tej problematyki na łamach "Super Expressu" prezentuje prof. Zbigniew Krasnodębski

"Super Express": - Panie profesorze, wyobraźmy sobie, że w PiS nie rządzi już Jarosław Kaczyński. Jak wyglądałaby wtedy ta partia?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: - Na pewno zmieniłaby swą tożsamość. Gdy patrzę dziś na młodych polityków PiS i ich odpowiedniki z Platformy, nie dostrzegam jakichś większych różnic, może poza stopniem lojalności wobec szefa. Dlatego gdyby młodzi pisowcy sięgnęli po władzę w partii, mogłaby z tego wyjść taka Platforma-bis, coś zbliżonego do jej konserwatywnego skrzydła. Przypominałaby ten PiS, który widzieliśmy w czasie ostatniej kampanii prezydenckiej. A sam Kaczyński pewnie założyłby nową partię.

- Czy taki scenariusz jest dzisiaj możliwy?

- Nie sądzę. Prędzej nastąpiłaby secesja niektórych polityków PiS, którzy założyliby nowe ugrupowanie. Zresztą raz już tak było - w przypadku Polski Plus, której politycy chcą teraz wrócić do macierzy. Obecnie w PiS mamy dwa nurty ideowe - mniej i bardziej radykalny - i muszą się one ze sobą dogadywać. W PO też są różne frakcje, spajane przez Donalda Tuska. Nie jest prawdą, że Platforma jest mniej wodzowska od PiS. Tusk nie miał kontrkandydata na stanowisko przewodniczącego partii, nie widziałem też, by urządzono w tym celu jakąś szopkę prawyborczą. Dziś media bardzo nagłaśniają podziały wewnątrz PiS, zwłaszcza na "gołębi" i "jastrzębi". Nie wiem jednak, na ile są one rzeczywiste, a na ile wykreowane. Myślę, że dopóki Kaczyński jest czynny politycznie, nie zrezygnuje z przywództwa.

- A jednak rok temu Zbigniew Ziobro nie wykluczył, że za jakiś czas zdetronizuje prezesa i zajmie jego miejsce.

- I natychmiast został przez prezesa przywołany do porządku. Dziś pozycja tego młodego polityka w partii jest znacznie niższa niż wtedy. Wciąż niekwestionowanym numerem 1 jest Jarosław Kaczyński. To on nadaje ton, wyznacza taktykę i strategię PiS, a inni zabierają głos gdzieś na blogach.

- Z czego wynika tak silna pozycja prezesa Kaczyńskiego?

- On uosabia pewną ideę polityczną. Polska jest podzielona geograficznie, politycznie, społecznie. Kaczyński jest nie tylko przywódcą partii, ale przede wszystkim pewnej części Polaków. Bez niego ich potrzeby nie znalazłyby artykulacji politycznej. Oczywiście są w PiS ludzie, którzy mają swoich zwolenników. Jednak w żadnym z obu skrzydeł partii nie widzę kogoś, kto miałby nie tyle wysokie ambicje zagrażające prezesowi, co mógłby zastąpić go w roli lidera i mówić - tak jak on - głosem całego elektoratu PiS. Siła Kaczyńskiego tkwi w tym, że jest dziś jedynym przywódcą prawicy, co przyznają nawet renegaci z PiS.

- Co musiałoby się stać, by obecny prezes został odsunięty?

- Gdyby PiS znacznie spadło poparcie i do ostrej krytyki partii nawoływaliby także konserwatywni publicyści, mogłoby dojść do jakichś radykalnych ruchów. PiS mógłby się wtedy stać partią mniejszą, ale bardziej skonsolidowaną i zgodną. Zresztą obsadzając nowe władze partii, Kaczyński przyznał, że ze względu na wyjątkowe okoliczności polityczne nadszedł czas ostrego konfliktu. Dlatego musi wybrać osoby sprawdzone i zaufane.

- Na czym polega ta wyjątkowa sytuacja?

- W Polsce widać tendencje do budowania systemu jednopartyjnego. Rządzący obóz jest bardzo skonsolidowany. Ma pełnię władzy, którą stale poszerza. Kiedyś też rządziła przez wiele lat jedna potężna partia, a poza nią funkcjonowały dwie drobne, zresztą o charakterze sojuszniczym wobec tamtej. Dziś poza SLD, który jednak coraz lepiej dogaduje się z PO, PiS jest jedyną partią, która rzeczywiście proponuje alternatywną wizję Polski. Dlatego często nazywa się tę partię antysystemową. W czasie kampanii pojawiła się nadzieja, że PiS dostosuje się do tej monowładzy na polskiej scenie politycznej. Mielibyśmy wtedy obraz bardzo jednolity politycznie, gdzie partie nie prowadzą ze sobą żadnych zasadniczych sporów. Sprawę smoleńską (dziś dla PiS zasadniczą) zamknęłoby się wtedy po roku jakimś raportem, który rozmyje odpowiedzialność za katastrofę. Kaczyński wszystkie te złudzenia rozwiał zaraz po zakończeniu kampanii prezydenckiej.

Prof. Zdzisław Krasnodębski

Socjolog i filozof społeczny, wykładowca uniwersytetu w Bremie i UKSW w Warszawie