Piotr Duda

i

Autor: Tomasz Radzik

Duda: Nigdy nie będę posłem, bo nigdy mnie to nie intere sowało

2017-03-04 7:00

Piotr Duda, przewodniczący "Solidarności" w rozmowie z "SE" m.in. o relacjach pomiędzy Soldarnością a PiS-em:

"Super Express": - Jest konflikt Solidarności z wicepremierem Morawieckim? Wy chcecie, aby każda niedziela była dniem wolnym od pracy, on twierdzi, że nie będzie na to jego zgody.

Piotr Duda: - Pan premier Morawiecki był w środę na komisji krajowej Solidarności i z jego ust nie usłyszeliśmy takiego stanowiska. Powiedział, że jest za każdym rozwiązaniem, byle było ono wypracowane w kompromisie. Na razie czekamy na oficjalne stanowisko rządu. Wtedy będziemy się do sprawy odnosić. My jesteśmy przekonani, że nasz projekt jest dobry. Jak pan zresztą doskonale wie, jesteśmy konsekwentni w upominaniu się o nasze postulaty. Gdybyśmy nie byli, nie byłoby choćby 13 dni ustawowo wolnych od pracy, w tym święta Trzech Króli.

- Debata o wolnych niedzielach trwa od jakiegoś czasu. Nie przekonały was argumenty, które w niej padają, że to nie jest najlepszy pomysł? OPZZ twierdzi wręcz, że forsując go, narażacie pracowników na zwolnienia.

- Nie dziwię się OPZZ. To nie jest ich projekt i muszą krytykować. Ale argument, że wolne niedziele doprowadzą do zwolnień, jest kompletnie nietrafiony. Inne związki mówią z kolei, że za pracę w niedzielę powinny być po prostu wyższe wynagrodzenia. Tak już było w górnictwie i kończyło się to marszem ku niewolnictwu, a nie normalnym traktowaniem pracowników. Koledzy z innych związków powinni wiedzieć, że w handlu jest dziś niedobór pracowników, a nie odwrotnie. Żadna katastrofa nam nie grozi.

- Podnoszone są też argumenty, że wiele zawodów też pracuje w niedzielę, więc czemu uprzywilejowywać choćby pracowników branży handlowej.

- Są zawody takie jak dziennikarz, lekarz czy strażak, które ze swej natury wymagają pracy przez cały tydzień. Czy jednak pracownicy hipermarketów mają być zmuszani do pracy w niedzielę, bo ktoś ma kaprys, żeby kupić sobie tego dnia betoniarkę? Zupełnie to do mnie nie trafia. Ci ludzie też mają prawo do życia rodzinnego i spędzania czasu z najbliższymi.

- Coraz głośniej ostatnio o problemach z wypłacaniem minimalnej stawki godzinowej, wprowadzonej niedawno przez rząd. Rozmawiacie już z PiS, żeby uszczelnić przepisy?

- Kreatywność pseudopracodawców - bo przez ich cwaniactwo trudno ich uznać za pracodawców - jest bardzo duża. Stąd nasza akcja "13 zł i nie kombinuj", w której zbieramy informacje na temat nadużyć. Wolałbym, żeby nie cieszyła się taką popularnością, bo zbyt wiele spływa do nas doniesień o patologicznych zachowaniach niektórych zatrudniających. Niemniej z naszych szacunków wynika, że w zdecydowanej większości pracodawcy są w tej kwestii uczciwi. Jestem przekonany, że nasza akcja wywrze na tych nieuczciwych presję, żeby nie kombinowali. Powinni bowiem wiedzieć, że współpracujemy z Państwową Inspekcją Pracy i każde doniesienie będzie do niej kierowane, a ta przeprowadzi punktowe kontrole i ukaże niestosujących się do nowego prawa.

- Solidarność od dawna domaga się też walki z nadużywaniem umów śmieciowych. Rząd robi wystarczająco dużo w tej sprawie?

- Przede wszystkim, zwróćmy uwagę, że wbrew temu, co mówią niektórzy politycy, umowy cywilnoprawne są potrzebne i nie można ich likwidować. Ale podobnie jak w kwestii minimalnej stawki godzinowej, trzeba walczyć z pseudopracodawcami, którzy doprowadzili do tego, że z potrzebnej formy zatrudnienia stała się ona patologią. Nie może być tak, że przez kilka lat ktoś codziennie wykonuje tę samą robotę, a jakiś cwaniak zatrudnia go na umowę o dzieło, żeby uniknąć płacenia składek.

- Ale jest pan zadowolony z tego, co rząd robi w tej sprawie? Bo można odnieść wrażenie, że nie robi z tym nic.

- Pewnie, że zawsze można zrobić więcej. Dziś jednak patologia umów śmieciowych przyciskana jest do muru poprzez narzędzia systemowe. Już sama minimalna stawka godzinowa sprawia, że coraz mniej opłaca się zatrudniać na śmieciówkach. Podobnie jest z klauzulą społeczną w zamówieniach publicznych, którą wprowadziliśmy w porozumieniu z pracodawcami. Dzięki niej nie najniższa cena, ale umowa o pracę i minimalne wynagrodzenie są bardzo wysoko punktowane. To są narzędzia, które cywilizują rynek pracy.

- Przypominam sobie pana z czasów rządów koalicji PO-PSL. Nie był pan wtedy tak pobłażliwy dla władzy. Zmiękł pan?

- Mam wyprowadzać ludzi na ulice tylko dlatego, że rządzi PiS? Czy mamy organizować strajki, kiedy rząd wprowadza wyższą, niż proponowana przez związkowców, pensję minimalną? Czy mamy protestować, kiedy wprowadza minimalną stawkę godzinową lub przywraca stary wiek emerytalny? Mamy się oburzać, kiedy wprowadzane są klauzule społeczne w zamówieniach publicznych? Wszystkie postulaty w obszarze prawa pracy są realizowane. Co nie znaczy, że nie wypowiadam się ostro o reformie górnictwa. Nie tak się umawialiśmy.

- A jak się umawialiście z rządem?

- Że mają funkcjonować kopalnie, które nadal mają złoża. Niestety, ministrowie Tchórzewski i Tobiszowski słowa nie dotrzymują. Chcą bowiem zamknąć kopalnię Krupiński, która ma nadal szansę być rentowna. Tu się nie zgadzamy i jeśli będzie potrzeba, to będziemy przeciw temu rządowi protestować.

- Do tej pory chcieliście wychodzić na ulicę wyłącznie w obronie rządu. Mówił pan o "nakrywaniu czapkami" protestującą w Sejmie opozycję.

- Pamięta pan też, że mówiłem o tym, że chodzi nam o obronę demokracji, a nie rządu. Protestując przeciwko rządowi PO, zawsze występowaliśmy z konkretnymi postulatami. A opozycja wychodzi na ulicę tylko dlatego, że nie podoba jej się to, iż rządzi PiS. Jak chce go odsunąć od władzy, niech tak jak Solidarność jego poprzedników wyśle go w kosmos przy urnach wyborczych.

- Wie pan, jak to zostało odczytane? Że zapisujecie się do PiS. Że chcecie być zbrojnym ramieniem tej partii. Że upolityczniacie się, podobnie jak AWS.

- Solidarność nigdy nie była apolityczna, ale jest apartyjna. Za rządów PO-PSL musieliśmy non stop organizować protesty. Byliśmy traktowani jak pętaki. Teraz dzięki kartce wyborczej po stronie rządowej mamy partnera. Ani my nie jesteśmy narzędziem PiS, ani PiS nie jest narzędziem Solidarności. Taka jest różnica.

- Ale czy to partnerstwo nie stało się zbyt zażyłe?

- W całej Europie związki są blisko partii politycznych i dzięki temu załatwiają interesy pracowników. Jakoś nikt nie ma pretensji do OPZZ, że jest blisko SLD. Nikt nie protestuje, kiedy Sierpień '80 w okolicach wyborów przekształca się Polską Partię Pracy.

- Jest jednak różnica między Zachodem a Polską. Tam związki zawodowe mają mocną legitymację społeczną i nie są dezawuowane tak jak u nas. Jak sam pan wie, w naszym kraju związkowcy mają złą prasę, a bliskie relacje Solidarności z PiS nie pomagają, bo są odczytywane jako poddaństwo wobec prezesa Kaczyńskiego.

- Związek zawodowy i jego przewodniczący mają być skuteczni. Co z tego, że przez 8 lat ciągle protestowaliśmy, skoro podwyższono nam wiek emerytalny i wiele złego działo się w kwestii praw pracowniczych. Dziś te sprawy są załatwiane, więc o co chodzi? Mamy być apolityczni czy skuteczni? Nigdy nie będziemy apolityczni, bo każdy z nas jest obywatelem z własnymi preferencjami politycznymi. Nie rozumiem tylko jednego - jak związkowiec może wspierać PO czy Nowoczesną, czyli partie, które chcą zniszczyć pracowników i związki zawodowe.

- Ale czy to nie oznacza, że jesteście partyjni?

- Właśnie nie. Jako jedyny związek zawodowy mamy uregulowane to, że nie można pełnić funkcji związkowej, kiedy zostaje się posłem. Mamy dziś w Sejmie posłów PiS, którzy do niedawna byli szefami regionów. Wchodząc do parlamentu, musieli jednak zrzec się swoich funkcji. Tak było choćby z ministrem Stanisławem Szwedem, który był przewodniczącym zjazdu krajowego i musiał złożyć rezygnację.

- A pan widzi się kiedyś na listach PiS? Kusi pana droga życiowa przewodniczącego Śniadka?

- Pamiętam, jak w 2011 r. dostałem burę od moich koleżanek i kolegów, że kolaboruję z PO.

- Pamiętam tę dziką awanturę.

- No właśnie. Zawsze podkreślam, że jestem sierotą po PO-PiS. Mam przyjaciół w i PO, i w PiS. Znam się doskonale z Jurkiem Buzkiem, o co niektórzy mają do mnie pretensje. Moi starsi koledzy zawsze powtarzają, żeby nigdy nie mówić nigdy. Ale zapewniam, że nigdy nie będę posłem, bo też nigdy mnie to nie interesowało. Mam w życiu, co robić.

Zobacz także: Tomek Walczak: "Nowi Ruscy" opanowali PiS