Może sobie przez cztery lata zarabiać grubo ponad 10 tysięcy złotych co miesiąc, może sobie dostawać na utrzymanie biura co miesiąc jeszcze raz tyle, a jak mu się po pełnej kadencji już nie chce być posłem albo nieudacznika, lenia, geszefciarza, kompromita (neologizm od osoby skompromitowanej) Polacy nie wybiorą, to takiemu komuś na osłodę musimy zapłacić 30 tysięcy złotych.
Za co? Tu przypomina mi się mimowolnie odpowiedź na to pytanie, której udzielił dziewczynie zdemoralizowany wychowawca poprawczaka w filmie Pasikowskiego "Psy", ale nie przytoczę, bo choć adekwatna, to wulgarna. Powiedzmy, że rzekł "za nic", choć inaczej. Więc my tym posłom, co już ich nie chcemy albo oni sami zorientowali się, że ich nie chcemy, musimy płacić te 30 tysięcy za nic.
Przeczytaj koniecznie: Seksistowski ŻART Donalda Tuska. ŚMIESZNY?
Więcej
https://www.se.pl/wiadomosci/polska/seksistowski-zart-donalda-tuska-smieszny-aa-9azF-sGmQ-4WeW.html
Na przykład być może posłowi Łukaszowi Tuskowi, którego wybraliśmy, gdy miał 22 lata. Jedyną jego zaletą było nazwisko, podobno to daleki kuzyn Donalda Tuska. Jego zaletą mogło być to, że był tapicerem, ale w czasie kadencji chyba nie naprawił żadnej kozetki ni leżaka. Za co więc my mu musielibyśmy zapłacić 30 tys. zł odprawy?
Jednak moim zdaniem powinniśmy niektórym posłom płacić w formie odprawy nawet więcej niż 30 tysięcy złotych. Pod warunkiem jednak, że podpiszą zobowiązanie: "Ja (tu nazwisko nieudacznika) biorę pieniądze i pod sankcją publicznego batożenia przysięgam, że nigdy, ale to nigdy nie będę pełnił żadnych publicznych funkcji". Proszę mi wierzyć, takie coś to by się nam opłacało.