Paweł Kukiz i Sławomir Jastrzębowski, program Więc jak?

i

Autor: Andrzej Lange

Paweł Kukiz TYLKO U NAS: W II turze wygrałbym z Komorowskim

2015-05-06 11:31

Paweł Kukiz w rozmowie z redaktorem naczelnym "Super Expressu" Sławomirem Jastrzębowskim: Gdybym poszedł głosować w drugiej turze, na pewno nie oddałbym głosu na Bronisława Komorowskiego. Ponieważ wielokrotnie były do niego kierowane prośby o rozpisanie referendum w sprawie zmiany ordynacji. Bez skutku. Komorowski po prostu umacnia partiokrację. Nie byłoby nic gorszego dla Polski od sytuacji, w której po wyborach obejmuje władzę sojusz PO-ZSL...

"Super Express": - Został pan czarnym koniem kampanii prezydenckiej, choć nie lubi pan tego określenia...

Paweł Kukiz: - Bo jest strasznie rasistowskie! Jednak niedawno jeden z poważnych publicystów określił panią Magdaleną Ogórek terminem "biała klacz". To już faktycznie lepiej być czarnym koniem.

- Pokazał pan, że jest spora grupa społeczeństwa, która nie chce głosować na nikogo związanego z Platformą Obywatelską ani na nikogo związanego z PiS.

- To był podstawowy cel. Obudzenie w ludziach poczucia godności, własnej wartości, przypomnienie, że zgodnie z art. 4 Konstytucji RP: Władza w Rzeczypospolitej Polskiej należy do narodu. Jesteśmy jednym z najwspanialszych narodów świata, bardzo pracowitym i rzetelnym. Jeżeli naród polski miałby odpowiednie warunki, system do realizowania swoich talentów, w ciągu kilku lat bylibyśmy jednym z najsilniejszych państw, przynajmniej w Europie.

- To co, PiS i PO należałoby rozwiązać?

- Nie. Należy zmienić charakter tych partii.

- Jak zmienić?

- Poprzez zmianę ordynacji wyborczej.

- Tak, wiem, jednomandatowe okręgi wyborcze, system, jaki funkcjonuje w Wielkiej Brytanii. Niektórzy twierdzą jednak, że system ten się nie sprawdza, w Polsce obowiązuje przecież w wyborach do Senatu, rewolucji nie ma...

- My przede wszystkim przez partiokrację, ordynację proporcjonalną zostaliśmy pozbawieni biernego prawa wyborczego. Konstytucja mówi o tym, że każdy obywatel ma czynne prawo wyborcze - może wybierać kandydatów, oraz bierne prawo wyborcze - może być wybierany. W Polsce, by być wybranym, obywatel musi najpierw uzyskać poparcie partii politycznej. A ponieważ partie mają charakter wodzowski, musi mówić tym samym głosem, co wódz partii. Gdyby po 1989 roku dokonano w Polsce, podobnie jak w Czechach, dekomunizacji, być może ta zmiana ordynacji nie byłaby takim priorytetem, a Polska byłaby w innym miejscu.

- O Magdalence mówi pan z obrzydzeniem "okrągły stolec". Czyli nie mamy prawa być dumni z tego, że bez rozlewu krwi, pokojowo, udało się dokonać transformacji?

- Okrągły stół to był po prostu majstersztyk dawnej nomenklatury, która rozegrała to tak, że uwierzyliśmy w to, że w 1989 roku były wolne wybory, że jesteśmy państwem demokratycznym.

- A jesteśmy państwem demokratycznym czy nie?

- Jesteśmy państwem partiokratycznym. Nie ma, jak kiedyś, wpisanego do konstytucji przywództwa jednej partii, możemy sobie wybierać między kilkoma bytami politycznymi. Ale już w momencie objęcia władzy przez ten byt zawłaszcza on państwo tak samo, jak niegdyś robiła to PZPR.

- Z kim chciałby się pan spotkać w drugiej turze wyborów prezydenckich?

- Wolałbym się spotkać z Komorowskim, bo wtedy bym wygrał.

- Czyli z Dudą by pan przegrał?

- Ale nie byłoby to takim zmartwieniem jak przegrana z Komorowskim.

- Załóżmy, że nie wchodzi pan jednak do drugiej tury. Ostatnio powiedział pan, że na pewno nie poparłby Bronisława Komorowskiego. Oznacza to, że poparłby pan Dudę?

- Z całą pewnością zrobiłbym wśród osób mnie wspierających ankietę, czy oddajemy komuś głosy, czy nie oddajemy na nikogo. Wydaje mi się, że większość odpowie, że nie należy oddawać głosów nikomu. Bo naszym celem jest walka z systemem.

- A Andrzej Duda jest częścią systemu?

- Z całą pewnością. Osobiście jednak, gdybym poszedł głosować w drugiej turze, na pewno nie oddałbym głosu na Bronisława Komorowskiego. Ponieważ wielokrotnie były do niego kierowane prośby o rozpisanie referendum w sprawie zmiany ordynacji. Bez skutku. Komorowski po prostu umacnia partiokrację. Nie byłoby nic gorszego dla Polski od sytuacji, w której po wyborach obejmuje władzę sojusz PO-ZSL...

- Chyba PSL?

- To jedno i to samo. Nie ma gorszej sytuacji niż ta, gdy władzę obejmuje ten sojusz i jeszcze ma rzecznika w postaci prezydenta Komorowskiego.

- Mówi pan zdecydowanie Komorowski nie, jednocześnie nie ma tego zdecydowania w przypadku Dudy. Czyli widzi pan w PiS kogoś w rodzaju koalicjanta?

- Na pewno widzę ogromną przepaść między Kaczyńskim i Tuskiem. Nie widzę natomiast żadnej różnicy między Hofmanami a Nowakami.

- A na czym polega przepaść między Tuskiem a Kaczyńskim?

- Dla Kaczyńskiego Polska jest podmiotem. Dla Tuska przedmiotem służącym realizacji celów Unii Europejskiej.

- Ostro. Ta ocena dotyczy całej Platformy Obywatelskiej?

- Większość Platformy Obywatelskiej to cynicy, dla których interes partykularny jest ważniejszy od interesu wspólnoty. Platformę Obywatelską znam jak własną kieszeń.

- Coś dla nich pan robił, grał chyba jakieś koncerty?

- W 2003 lub 2004 roku przyjechał do mnie na wieś na Opolszczyznę Grzegorz Schetyna. Pytał mnie, co Platforma ma robić, by ludzie poszli do urn wyborczych. Ja powiedziałem, że ludzie nie chcą głosować na partie, ale na nazwiska. Postulat jednomandatowych okręgów wyborczych znalazł się w programie PO. W ten sposób można powiedzieć, że im pomagałem. Dałem się oszukać. Byłem przekonany, że ta formacja zmieni system państwa.

- A co pan dziś sądzi o Grzegorzu Schetynie?

- Jakaś sympatia z czasów studenckich została. Niestety, w tej chwili to partycypant tego bandyckiego systemu.

- Mówi pan, że trzeba zmienić sądy i prokuratury, by były kontrolowane społecznie. Jak to by miało wyglądać?

- To bardzo proste. Ławy przysięgłych, sędziowie pokoju, jak w Stanach Zjednoczonych, którzy są wybierani przez lokalne społeczności. Skandalem jest, że sędziami zawodowymi w Polsce zostają ludzie po trzydziestce. W Wielkiej Brytanii, Kanadzie, Stanach Zjednoczonych, Australii nominacja na sędziego zawodowego jest zwieńczeniem całej kariery prawniczej. Jak może trzydziestokilkulatek być sędzią w sprawach wymagających choćby doświadczenia życiowego?

- Pije pan do jakiegoś konkretnego wyroku?

- Takich wyroków jest mnóstwo. Na przykład wyrok w sprawie Włodzimierza Andrzeja Dorsza, szefa biura prawa i ustroju w Kancelarii Prezydenta. Potrącił on staruszka na przejściu dla pieszych. Jedyną karą było 100 złotych tytułem częściowej rekompensaty kosztów sądowych. Dwa tygodnie wcześniej ta sama sędzina skazała innego podsądnego na 3 tysiące złotych kary grzywny. Za stłuczkę.

- Zmieniając temat. Zakładając, że nie zostanie pan jednak prezydentem, co zrobi pan ze swoim sukcesem?

- To nie jest mój sukces. To jest nasz wspólny sukces.

- Co zrobi pan ze wspólnym sukcesem, któremu pan lideruje. Stworzy pan partię?

- Ruch obywatelski z całą pewnością.

- Ilu posłów chce pan jesienią wprowadzić do Sejmu?

- Jak najwięcej.

- A jak będzie pan wybierał kandydatów, żeby nie trafić na kogoś, kto jest złodziejem albo oszustem?

- Przede wszystkim cały czas od czerwca do wyborów poświecę na objazd Polski. W sprawach budowy struktur będę kontaktował się z wolontariuszami.

- Skąd ma pan na to pieniądze?

- Choćby z ZAIKS-u. Częściowo ze składek.

- Żona nie chce panu urwać głowy za to, że pan zabiera pieniądze z domu na kampanię?

- Jestem 33 lata z tą samą kobietą, głów wzajemnie sobie nie urwaliśmy. To najwspanialsza kobieta na świecie. Dzieciaki też mam przewspaniałe. Ze względu na to, że poszedłem na wojnę z systemem i przestałem zarabiać dobre pieniądze, poszły do pracy, studiując jednocześnie. Dajemy sobie radę i damy sobie radę. To jest bardzo silna rodzina. W ogromnej mierze rodzinie zawdzięczam ten, jak pan powiedział, sukces.

- Ma pan plan wprowadzenia 50 posłów do Sejmu. Rolnik Izdebski powiedział, że będzie pana wspierać, czyli rolników pan już ma. Na jakich jeszcze grupach będzie pan bazował, budując nową formację?

- Na górnikach, Solidarności Śląsko-Dąbrowskiej. Od dawna są prowadzone działania w kierunku pogodzenia interesów pracodawców i pracobiorców.

- Czy wchodzi w grę współpraca z Solidarnością i Piotrem Dudą?

- Absolutnie nie.

- Odcina się pan od Solidarności?

- Próbowaliśmy współpracować w ramach Platformy Oburzonych. Moim marzeniem było uzbrojenie Solidarności w czynnik obywatelski. Niestety, ta platforma została rozegrana, chodziło o stanowiska różnych baronów Solidarności, takich upisowionych, upartyjnionych.

- Wszyscy mówią, że jest pan agentem. Wiadomo, że czyimś pan być musi, tylko nikt nie wie czyim. (śmiech)

- Jestem agentem wszystkich: Mossadu, CIA, GRU.

- Co pan powie o plotkach, że jest pan przez kogoś sterowany?

- Jestem agentem Pana Boga. Wyłącznie.

- Są też głosy, które mówią, że Kukiz to fajny facet, ale nie poradzi sobie na przykład w Moskwie. Potrafiłby się pan zachować jako dyplomata?

- Myślę, że miałbym ułatwioną rozmowę z Putinem choćby dlatego, że przez lata grałem z Rosjaninem w zespole Aya Rl. Każdy Rosjanin z osobna jest naszym bratem. Natomiast nie należy zapominać o tym, że kiedy idą w jakimś celu razem, gotowi są zrobić wszystko. Nie należy zapominać o kulach w tyle głowy.

Zobacz: Kukiz ZAKPIŁ z prezydenta: Przyjdzie Pan Bronisław, to będzie skakał

Nasi Partnerzy polecają

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany