Paweł Lisicki

i

Autor: Damian Klamka Paweł Lisicki Redaktor naczelny „Do Rzeczy”

Paweł Lisicki: Realizują obietnice wyborcze

2016-10-25 4:00

Rząd Prawa i Sprawiedliwości i premier Beaty Szydło rok po jego powołaniu recenzują publicyści, ekonomiści i politolodzy.

"Super Express": - Dziś pierwsza rocznica wielkiego zwycięstwa wyborczego PiS. Jaki był ten rok?

Paweł Lisicki: - Ogólnie bardzo dobrze, że ta zmiana nastąpiła. Zwycięstwo PiS było czytelnym znakiem, że za błędy i słabości władzy się płaci. PO i PSL poniosły te koszty i ma to walor edukacyjny.

- PiS wyciągnął wnioski z lekcji, którą odebrali poprzednicy? Są inni? Lepsi?

- Trochę tak, trochę nie. Ważne jest to, że w dużej mierze realizuje to, co zapowiedział. Pozytywną zmianę widać w polityce historycznej. Na razie może wielkich zmian nie widać, bo pewne rzeczy wymagają czasu, ale wydaje mi się, że kierunek jest właściwy.

- Ale uniesieniami patriotycznymi nie wykarmi się rodzin.

- Owszem. Mamy więc najbardziej widoczny rezultat działania PiS, czyli program 500 plus. Od początku pozytywnie go oceniałem, bo niweluje radykalne różnice społeczne, przyczynia się do poprawy sytuacji materialnej wielu ludzi. Po raz pierwszy zresztą państwo daje coś ludziom, a nie im zabiera.

- Aby prowadzić aktywną politykę społeczną, zachęcić ludzi, żeby swoimi podatkami się do niej dokładali, trzeba mieć państwo, któremu obywatel może ufać. Z tym chyba nie jest najlepiej, prawda?

- Ma. Bardzo niepokojące są, moim zdaniem, zapowiedzi dotyczące zmiany systemu podatkowego. Brak co prawda szczegółów, ale z zapowiedzi polityków PiS można wysnuć wniosek, że będzie to silne uderzenie w klasę średnią. PiS mówi, żeby ci, którzy zarabiają więcej, płacili takie same podatki jak biedniejsi. Ale przecież w przypadku tej samej stawki podatkowej ci lepiej zarabiający płacą więcej, bo mają większe dochody. Natomiast te pomysły wprowadzenia wielu stawek podatkowych znów zakończą się gigantyczną szarą strefą, ucieczki dużej części najbardziej przedsiębiorczych płatników za granicę.

- Wiele kontrowersji przez ten rok wzbudziła awantura o Trybunał Konstytucyjny. Było to PiS potrzebne? Wygenerował ogromny konflikt polityczny i musiał świecić oczami przed zagranicą, oskarżającą go o autorytarne zapędy.

- Jeśli chodzi o TK, to PiS znalazł się w takiej sytuacji, którą pozostawiła mu PO. To ona uznała Trybunał za trzecią izbę parlamentu i instrument do walki politycznej i PiS do tej walki przystąpił. Traktuję to jako formę obrony, a nie formę ataku. W tej całej dyskusji wydaje mi się, że racja jest po stronie większości sejmowej. Nie może być tak, że wąska grupa prawników czy ludzi poprzedniej władzy mogła zastopować obecne rządy.

Zobacz: Tomasz Siemoniak: Szef MON brnie w brednie