Piotr Andrzejewski

i

Autor: Piotr Kowalczyk

Piotr Andrzejwski: Jesteśmy w głębokim PRL

2015-07-08 4:00

Piotr Andrzejwski w rozmowie z Przemysławem Harczukiem.

"Super Express": - W napisach końcowych filmu Marii Dłużewskiej "Córka" o Marcie Kaczyńskiej znalazły się nazwiska autorów Polskiej Kroniki Filmowej. Zdaniem sądu producent, czyli wydawca tygodnika "Gazeta Polska", zamieszczając nazwiska, naruszył dobra osobiste autorów. Jak ocenia pan ten wyrok?

Piotr Andrzejewski: - Ten wyrok jest przekroczeniem przez sąd orzekający zasady niezawisłości. Niezawisłość nie oznacza bowiem niezależności od obowiązującego prawa. "Gazeta Polska" musiała zamieścić nazwiska Jana Strękowskiego i Pawła Banasiaka zarówno z uwagi na wymogi prawa autorskiego i szacunek dla autorów, jak i ze względu na szczególną umowę zawartą z Polską Kroniką Filmową. W umowie tej PKF zastrzegła sobie obowiązek zamieszczenia nazwisk autorów zdjęć. Wydaje się, że mamy do czynienia z dość dowolnym traktowaniem orzecznictwa przez sądy. To nie pierwszy wyrok, kiedy sąd za przestrzeganie obowiązującego prawa według swojego widzimisię skazuje podsądnych.

- Autorzy PKF twierdzą, że ujawnienie ich nazwisk naruszyło ich dobro, ponieważ zaszkodziło im w środowisku artystycznym.

Zobacz: Przemysław Harczuk: Dopisuję się do wycieczki

- Szczególną rolę odegrał tu Jan Strękowski. Przez to, że jego nazwisko pojawiło się w filmie o tragedii smoleńskiej i skutkach tej tragedii, jest podobno szczególnie prześladowany. Zarówno przez instytucje przyznające dotacje filmowe, jak również przez dzisiejszych decydentów w dziedzinie kultury.

- Czy możemy uznać, że sąd w swoim wyroku przyznał, że w środowisku filmowym istnieje klika, która prześladuje ludzi za udział w "nieprawomyślnych" przedsięwzięciach artystycznych?

- Jan Strękowski jest przykładem człowieka zniewolonego poprawnością polityczną forsowaną przez decydentów. Mają mu oni uniemożliwiać działalność artystyczną, jeżeli nie idzie w kierunku pożądanym przez broniący się przed odejściem układ polityczny. Należy tylko ubolewać, że sądy wpisują się nie tylko w polityczną stronniczość, ale stosują całkowitą dowolność, łamiąc swymi orzeczeniami obowiązujący system prawny.

- Wróćmy do rzekomej filmowej kliki. Czy autorzy niepoprawni politycznie faktycznie są dyskryminowani?

- Jeżeli Marię Dłużewską porównuje się do Leni Riefenstahl, znakomitego filmowca pod względem formalnym, ale działającego na usługach III Rzeszy, to robi się to nie dla docenienia walorów artystycznych Dłużewskiej, ale po to, by ją zdyskredytować jako propagandową i niesłuszną artystkę, która nie służy rządowym decydentom. Tymczasem w tradycję III Rzeszy i PRL wpisują się nie Maria Dłużewska, nie Jan Strękowski, ale ci, którzy dziś funkcjonują w orbicie finansowania i decydowania, jaki kierunek i jakie treści są dozwolone, bo inaczej będą sankcje środowiskowe. Myślę, że zatoczyliśmy koło. Jesteśmy głęboko w PRL. Więcej. Wtedy zapadały wyroki drańskie, ale zachowywano pozory. Tu są drańskie wyroki, ale bez szukania pozorów.