więc jak ikonowicz

i

Autor: "Super Express"

Piotr Ikonowicz w WIĘC JAK: Akt własności mylą z licencją na zabijanie

2016-09-07 4:00

- To raczej zgraja bandytów przebrana za prawników, a często urzędników. Chodzi o tak wielkie pieniądze, że mają one wielką władzę korumpowania. Nie jest przypadkiem, że do sprawy działki za 160 mln zł zaproszono dziekana izby adwokackiej i wysoko postawioną urzędniczkę Ministerstwa Finansów. - mówi Piotr Ikonowicz podczas rozmowy ze Sławomirem Jastrzębowskim w programie "Więc jak?".

„Super Express”: – Jest mafia reprywatyzacyjna w Warszawie czy nie?

Piotr Ikonowicz: – Jest mafia i jest lobby. Mafia spaliła Jolę Brzeską, żebyśmy sobie nie myśleli.

– Znał ją pan?

– Tak. Była nie tylko osobą waleczną, ale przede wszystkim niezwykle inteligentną. Byłą jednym z wolontariuszy – działała nie tylko we własnej sprawie, ale także w sprawie innych. Miałem kiedyś szkolenie dla wolontariuszy. Przyniosłem trzy casusy, sprawy z dyżuru w Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej. Rozwiązała wszystkie. Zrobiła dokładnie to, co radziłem ludziom. Miała niezwykle analityczny umysł. Bardzo wiele ofiar reprywatyzacji nauczyło się prawa, żeby się obronić.

– Sądzi pan, że popełniła samobójstwo czy została zabita?

– Trudno popełnić samobójstwo, oblewając się olejem napędowym. Nie było też powodu, żeby osoba w pełni walki, która nie ma żadnej depresji, mogła się poddać.

– Skąd pan wie, że nie miała?

– Znałem ją na tyle dobrze, że wiedziałem, że jest osobą pełną wigoru. Ona była liderką. Zabito ją z dwóch powodów. Właśnie dlatego, że inni za nią szli i dlatego, żeby nas przestraszyć. Żebyśmy się odczepili od tych kamienic.

– Jeśli dobrze pana rozumiem, to mamy to lobby, a na jego zlecenie działa mafia?

– Tak. Jak miałem iść siedzieć za domniemane pobicie na blokadzie eksmisji właściciela kamienicy, wystąpiłem do prezydenta Komorowskiego o ułaskawienie. I natychmiast pojawił się tam pan Mossakowski i różni inni kamienicznicy, którzy skupili już tyle nieruchomości, że mają po kilkaset kamienic w Warszawie. Natychmiast się pojawili u prezydenta, żeby ułaskawienie zablokować.

– Kto kieruje tym lobby i od kiedy ono działa?

– Kasa nimi kieruje. Skoro są takie pieniądze do zarobienia…

– I kiedy się to zaczęło?

– Początek roku 2000.

– To Warszawie, ale sprawa dotyczy całej Polski.

– W samej Warszawie mówimy o kilkudziesięciu tysiącach rodzin.

– Które straciły dach nad głową?

– Nie wszyscy. Niektórzy mieszkają w jakichś ponury norach. A największy problem polega na tym, że ci ludzie wyszli z tych kamienic potwornie zadłużeni. Cokolwiek zarabiają, zabiera im komornik.

– Dlaczego zadłużeni?

– Nowi właściciele najpierw wrzucali taki czynsz, na który nie było ich stać. Ale to było jeszcze w granicach prawa. Jak się ludzie nie wyrabiali, to czatowali, że trzy czynsze są już niezapłacone. Wtedy rozwiązywali umowę najmu i narzucali czynsz rynkowy. Jego wysokość była już absurdalna, a sądy to klepały. Nieraz było 50 zł z metra. Przecież ile to wychodzi?

– Nikogo na to nie stać.

– Mieliśmy pod opieką taką rodzinę – dziś już nasi działacze. Jola i Marek. Mieszkali w kamienicy na Noakowskiego 16, którą odzyskał pan Waltz.

– Z tych Waltzów?

– Tak. Mąż Hanny Gronkiewicz-Waltz. Zaproponowano im mieszkanie w jednoizbowej stróżówce z oknem na śmietnik. Przy czym Jola była po operacji raka gardła, więc nie bardzo mogła mieszkać w takich warunkach. Interweniowaliśmy przez radnych. Załatwiliśmy im normalny lokal. Ale wciąż mieli dług 70 tys. Wobec pana Waltza czy jego następcy prawnego, bo potem to sprzedał swojemu prawnikowi. Udało nam się ten dług obalić w sądzie.

– I kto stoi na czele tego lobby warszawskiego?

– To nie jest struktura hierarchiczna. To raczej zgraja bandytów przebrana za prawników, a często urzędników. Chodzi o tak wielkie pieniądze, że mają one wielką władzę korumpowania. Nie jest przypadkiem, że do sprawy działki za 160 mln zł zaproszono dziekana izby adwokackiej i wysoko postawioną urzędniczkę Ministerstwa Finansów. Po prostu pokusa jest tak duża, że jeśli nie będzie ustawy reprywatyzacyjnej, która ujmie to w jakieś ramy prawne, to ten proceder będzie trwał.

– Przerażające jest to, co pan mówi – dziekan okręgowej rady adwokackiej, który miał odzyskać prawa do tej nieruchomości…

– O której wszyscy wiedzieli, że odszkodowania za nią zostały już dawno spłacone i nikt nie ma prawa do roszczeń.

– Mafia jest wtedy, kiedy są w niej prawnicy i urzędnicy?

– Tak jest. I działają wspólnie, i w porozumieniu w celu uzyskania korzyści.

– Definicja została wypełniona?

– Oczywiście, nie jest to mafia Ala Capone. Chociaż przypadek Joli Brzeskiej pokazuje, że nie do końca. Poza tym te bandyckie sposoby oczyszczania kamienic. Trzeba by wynajmować „karki”. Wprowadzono ludzi bez szyi, którzy pili piwo i mówili, że teraz oni będą tu mieszkać. Tak by wypłoszyć dotychczasowych lokatorów.

– Czyli zwykli normalni bandyci?

– Posługiwali się przemocą, łamaniem prawa. Teraz wprowadzono taką ustawę, że nie wolno nękać lokatorów. Ale policja wolno się uczy. Pamiętam, kiedy jeden z lichwiarzy wszedł do lokalu pewnej pielęgniarki na woli. Bez komornika, tytułu wykonawczego, ale w towarzystwie Ukraińców i ślusarza. Zadzwoniłem na komendę na Żytnią, na co wicekomendant tej komendy powiedział mi, że „chłopaki oszczędzają na kosztach komorniczych”. To jak daleko musi to sięgać?

– Panu kiedyś grożono? „Karki” kiedyś do pana przyszły?

– Zwykle spotykam ich na miejscu. Jestem jak pogotowie. Jak się coś takiego dzieje, przyjeżdżam i widzę, że dwóch obywateli Ukrainy ucieka z drzwiami na plecach, nie ma okien i biedna 80-letnia staruszka płacze. Bardzo długo trzeba policji tłumaczyć, że to nielegalne. Bo jak widzą akt własności, to mylą go z licencją na zabijanie. Ogromnym problemem jest albo korupcja wśród policji, albo słabe wyszkolenie.

– Na spotkaniu z Hanną Gronkiewicz-Waltz próbował pan coś powiedzieć, ale odcięto panu mikrofon. Co pan chciał pani prezydent powiedzieć?

– Była mowa o powołaniu specjalnej komisji. My nie chcemy tworzyć komisji śledczej, Chcemy stworzyć komisję reparacyjną, która zajmie się odnajdywaniem ofiar reprywatyzacji i wynagradzaniem im krzywd. Już wiadomo, że to był proceder nielegalny. Zwróciłem się do pani prezydent, która przytuliła, lekko licząc 5 mln zł przy okazji reprywatyzacji kamienicy na Noakowskiego.

– Ona czy jej rodzina?

– No jej mąż. Nie wiem, czy mają rozdzielność majątkową, ale pewnie prowadzą, jak to małżeństwo, wspólne gospodarstwo domowe.

– I co pan zaproponował?

– Żeby ze swojego olbrzymiego osobistego majątku tym ludziom wynagrodziła. Odnalazła ich, przeprosiła i wynagrodziła. Pytana przez dziennikarzy, czemu nie poszła ich przeprosić, odpowiedziała, że nie otrzymała takiego wniosku.

– Czyli dostała ten wniosek od pana?

– Tak. Mam nadzieję, że się zachowa.

– Ma pan nadzieję, że podzieli swój majątek i odda ludziom?

– Że coś im da. Przecież oni żyją w nędzy.

– I ze swojego majątku da?

– Dlaczego nie? Żeby uratować twarz, trzeba zrobić różne rzeczy. Czasami nawet parę groszy dać.

– Zna pan taki przypadek?

– Znam. Ten człowiek nazywał się Sokrates Starynkiewicz. To był prezydent Warszawy, Rosjanin, nasadzony tu przez cara. Stworzył w Warszawie filtry, wodociągi. On się zakochał w tym mieście. Kiedy popełnił błąd i Warszawa poniosła z tego tytuły straty, to ze swoich dochodów pokrywał je, aż zostały one spłacone. Przytoczyłem ten przykład w swoim przemówieniu, żeby pani prezydent wyciągnęła z tego jakieś wnioski.

– I sądzi pan, że wyciągnie?

– W okresie II RP nie oddawano majątków zarekwirowanych przez carat za udział w powstaniach. Istniało przekonanie, że dobro Rzeczypospolitej jest ważniejsze niż prywata.

– I co? Kamienic nie powinno się oddawać spadkobiercom?

– Mało krajów zrobiło tak, żeby oddawać w naturze. W Czechach oddaje się 1/5 wartości.

– Ale czemu nie?

– Warszawy nie było. Są tacy, którzy narzekają, że lokatorzy mieszkali w cudzych własnościach, płacąc niskie czynsze. Po pierwsze, nie cudzej, a komunalnej. Po drugie, to są ci sami ludzie lub ojcowie czy dziadowie, którzy mieli w sobie tę heroiczną odwagę, by przyjść na to morze ruin i zbudować z tego na nowo stolicę.

– A co będzie z Hanną Gronkiewicz-Waltz?

– Myślę, że jej kariera polityczna się zakończyła. Nie sądzę, żeby ktokolwiek posadził ją do więzienia, bo pewnie była dość ostrożna, żeby nie dać ku temu powodów. Albo rzeczywiście nie jest winna w sensie karnym. Ale w sensie moralnym. Proszę pamiętać, że jako ruch lokatorski od niepamiętnych czasów piszemy, awanturujemy się na radach miasta i próbujemy ten problem rozwiązać na zasadzie dialogu. A pani prezydent była na to głucha.

– Czemu do tej pory nic się w sprawie reprywatyzacji nie działo i nagle to wybuchło?

– Chodzi o to, żeby przejąć Warszawę i to jest wygodny pretekst.

– Czyli to wszystko przez PiS?

– Tak. Ale oni mają rację. Choć miała ją też Hanna Gronkiewicz-Waltz, kiedy mówiła, że potrzeba ustawy, bo jeśli jej nie będzie, pozostanie pole do nadużyć. Dlatego skandowaliśmy do PiS: „Macie większość, gdzie ustawa”.

– Ale to pan jest teraz z pisowcami?

– Jestem z nimi w sprawie, by ukrócić te praktyki i je ukarać. Uważam, że nie może tego wyjaśniać osoba, która sama jest w kręgu podejrzeń. Trudno oczekiwać, że Hanna Gronkiewicz-Waltz sama siebie wskaże jako winną. To ona jest podsądną i powinna się usunąć, żeby śledztwo miało obiektywny charakter. Tkwiąc na stanowisku prezydenta miasta, może wciąż utrudniać śledztwo, mataczyć, dostarczać fałszywych tropów.

– Myśli pan, że będą wcześniejsze wybory?

– Mam nadzieję, bo uważam, że komisarz nie jest rozwiązaniem. Wyborcy muszą zważyć, czy dalej jej chcą.

– Już raz o tym decydowali. Było przecież referendum ws. jej odwołania.

– To było zanim warszawiacy dowiedzieli się, że oddała działkę wartą 160 mln zł, nie zadając sobie trudu, żeby wysłać urzędnika, by sprawdził, że nie można tego zrobić.

– A kto powinien być prezydentem Warszawy? Może pan?

– Podejmę taką próbę. Oczywiście, moje szanse nie są zbyt wielkie.

– A PO zniknie z powodu afery reprywatyzacyjnej?

– Nie z tego powodu. Zniknie, bo nie ma żadnej oferty.

– Jak to nie ma? Schetyna mówił, że chcą znów być konserwatywni, liberalni i chrześcijańscy.

– To są tylko przymiotniki. Pytam się tych liberałów, czy jak już osiągną swój cel, jakim jest odsunięcie PiS od władzy, to zabiorą dzieciom 500 zł. Jeszcze żaden nie powiedział, że tak, ale wszyscy są pełni pomysłów, jak ten program ulepszyć.

– A panu się ten program podoba?

– Według Banku Światowego ubóstwo w Polsce zmalało o połowę. Ja jako socjalista mam się z tego nie cieszyć? To największy po transformacji transfer socjalny w tym kraju. Kobiety bite przez mężów mogą się wreszcie od nich wyprowadzić, bo nie ma już szantażu ekonomicznego. Dzieci zaczęły jeździć na wakacje. To przełom. Poza tym jest kwestia godności. Lepiej jak rodzina zrobi zakupy i ugotuje obiad w domu, niż żeby pani wyczytywała, które dziecko jest karmione za darmo.