Piotr Zaremba

i

Autor: East News

Piotr Zaremba: W zbyt wielu kwestiach brakowało mu wyobraźni

2015-08-03 4:00

Z Piotrem Zarembą rozmawiał Miroslaw Skowron.

"Super Express": - Pięć lat prezydentury Bronisława Komorowskiego to samo zło zabarwione WSI czy panowanie "dobrego człowieka zniszczonego przez opozycję"?

Piotr Zaremba: - Problem związków z WSI nie był kwestią jednej czy dwóch decyzji i mam poczucie, że to nie zostało odpowiednio wyjaśnione. Prezydent potrafił ujawniać swoje dziwne nastawienie choćby wobec Rosji albo spraw wojskowych. Przez lata, nawet wbrew PO, był obrońcą prokuratury wojskowej, postrzegając ją jako strefę swoich wpływów. Nie mam też poczucia, by prezydent Komorowski padł ofiarą nagonki...

- Jego strona uważa, że to ewidentne.

- W kampanii był traktowany rzeczywiście bardzo ostro, ale zdecydowanie nie przekraczało to poziomem agresji tego, co bliskie mu środowiska robiły kilka lat wcześniej wobec Lecha Kaczyńskiego. Novum było pojawianie się przeciwników na wiecach politycznych i zakłócanie ich, ale w wielu krajach, np. w USA, jest to norma i nikt nie robi z tego dramatu. Choć nie wszystkie te okrzyki były uzasadnione.

- Jaki jest bilans tej prezydentury?

- Nie była katastrofalna, ale była niestety słaba. Choć są tu dwie okoliczności łagodzące. Pierwsza - prezydent przy silnym mandacie ma jednak w Polsce mocno ograniczone uprawnienia i kiedy próbuje je aktywniej realizować, jest atakowany za dublowanie uprawnień rządu i rywalizowanie z premierem. I druga - pełnił swój urząd w czasie rządów swojej partii.

- Mam wrażenie, że Kaczyński był jednak bardziej aktywny nawet w czasie rządów PiS.

- Przy własnej partii rządził jednak w sposób bardziej powściągliwy. I nie jest to zarzut. Ilość wet i inicjatyw nie będzie taka sama jak przy rządach opcji przeciwnej. W czasie kampanii stawiał to jako problem Andrzej Duda, ale zobaczymy, jak będzie działał prezydent Duda przy rządach PiS. Trzeba jednak dodać, że prezydent ma pewne możliwości i Komorowski ich nie wykorzystał.

- Na przykład?

- Przykłady można by mnożyć, podam dwa. W 2011 roku proponował rozdział konstytucji spraw europejskich jako pola do kompromisu między opozycją a rządem. Donald Tusk zdecydował, że kompromis mu się nie opłaca i prezydent nie kiwnął palcem w obronie własnego projektu, bo nie chciał wchodzić w drogę swojej partii. I później, gdy zainicjował debatę na temat zmian w nauczaniu historii w szkołach. Dobrze, że to zrobił, ale dramatycznie późno! W swoim stylu, kiedy wszystko już było przesądzone. Tę prezydenturę definiowały zaniechania. W zbyt wielu kwestiach brakowało mu wyobraźni, w wielu uznawał, że interes jego formacji jest najważniejszy. I to stało u podstaw jego porażki.

Zobacz: Bunt prezydentówny?! Kinga Duda zostaje w Krakowie