Prof. Elżbieta Mączyńska

i

Autor: Tomasz Radzik Prof. Elżbieta Mączyńska Prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego

prof. Elżbieta Mączyńska: Polska staje się montownią świata

2015-08-04 4:00

"Super Express": - Wśród elit opiniotwórczych panuje przekonanie, że współcześni młodzi ludzie są leniwi, roszczeniowi, wszystko chcą mieć podane na złotej tacy. Jak jednak wynika z badań prowadzonych przez NBP, młodzi wcale nie mają zbyt wiele oczekiwań wobec rzeczywistości. Absolwenci wyższych uczelni są gotowi zadowolić się pracą za 2 tys. z tygodniowym urlopem. Czyżby pogodzili się ze swoją sytuacją?

Prof. Elżbieta Mączyńska: - Trudno mi kategorycznie wypowiadać się na temat tych badań, bo nie znam ich metodologii. Niemniej, biorąc pod uwagę dwucyfrowe bezrobocie i generalnie niskie pensje, które plasują nas w ogonie Unii Europejskiej, młodzi wykształceni ludzie dopasowują swoje oczekiwania do realiów. Ze względu na trudną sytuację na rynku pracy i nadmiar absolwentów niektórych kierunków studiów nie ma w Polsce presji na wzrost płac.

- Pamiętam, że wszystkie lata po transformacji rozbudzano w młodych nadzieje na świetlaną przyszłość. Zachęcano do kształcenia, obiecywano wysokie pensje. To, że dziś nadzieja na lepszą sytuację opuszcza młodych, świadczy o tym, iż transformacja nam się po prostu nie udała?

- Daleka jestem od tak dramatycznych stwierdzeń. Transformacja generalnie okazała się sukcesem. Kraj się zmienia na lepsze. Jest wiele symptomów tego, że Polska się rozwija - choćby wzrost gospodarczy, który stale utrzymuje się na plusie, a który pozwolił uniknąć nam recesji. Tego nie można kwestionować. To, co się nam natomiast nie udało, to rynek pracy.

- Czemu tu kulejemy? Czemu młodzi nie mogą marzyć o godnych pensjach?

- Składa się na to wiele przyczyn. Wiele problemów zaczyna się od edukacji. Mamy źle sprofilowane szkolnictwo. Brakuje wyższego szkolnictwa zawodowego, a to, które jest, niekoniecznie jest dostosowane do potrzeb rynku. Nie ma w Polsce współpracy między biznesem a uczelniami zawodowymi. Tak jest np. w Niemczech, gdzie istnieje dualny system edukacyjny, gdzie student pół semestru pracuje, a pół uczy się na uczelni. U naszych zachodnich sąsiadów jest to podstawą kształtowania rynku pracy. Mamy więc w Polsce strukturalne niedopasowanie na rynku pracy.

- Niskie oczekiwania płacowe, brak presji na wyższe uposażenia, o których pani wspomniała, nie tworzą przypadkiem problemu dla całej gospodarki?

- Owszem. Niskie płace kształtują model gospodarczy oparty jedynie na taniej sile roboczej, jest zupełnie nieinnowacyjne, a przecież innowacje tworzą siłę gospodarki. Tani pracownicy powstrzymują inwestycje technologiczne. To sprawia, że nasza gospodarka wytwarza jedynie najprostsze produkty, które są mniej cenione w eksporcie. Trudniej jest bowiem znaleźć na nie rynki zbytu i w związku z tym trudno liczyć na duże zyski. Jeśli z kolei trudno zdobyć nowe rynki, nie tworzą się nowe miejsca pracy. Koło się więc zamyka.

- Wielu ekonomistów wskazuje, że Polska, opierając się na taniej sile roboczej, wpadnie w pułapkę średniego rozwoju - powyżej pewnego pułapu gospodarka nie będzie się po prostu rozwijać, a Polacy nie będą się bogacić.

- Dokładnie. Nasz model gospodarczy po prostu się wyczerpuje. Zgadza się co do tego coraz więcej osób w Polsce. W ostatnich dniach i Marek Belka, i Andrzej Olechowski zwracali uwagę, że polska gospodarka oparta na taniej sile roboczej nie ma przyszłości. Pan Olechowski zauważył, że trwanie przy niej to stworzenie z Polski kraju montowni.

- Fabryki świata na wzór Bangladeszu czy Wietnamu?

- Tak, kraju, który przy produkcji nie korzysta z własnej myśli technologicznej, ale uzależniony jest od tej dostarczanej z innych krajów. Z takim modelem kraju montowni jest ten problem, że bardzo łatwo przenieść produkcję w inne miejsce świata, a gospodarka nie ma naturalnych fundamentów, którą jest własna myśl technologiczna, będąca motorem rozwoju.

- Brakuje jednak impulsu do zmiany modelu gospodarczego. Skoro nawet młodzi nie buntują się przeciwko niskim pensjom, to i politykom nie bardzo się chce coś zmieniać.

- Oczywiście, potrzeba oświeconego państwa, które ma tu swoją rolę do odegrania. Choćby przez podnoszenie pensji minimalnej. Jako regulator może podrożyć pracę, co sprawi, że będzie ona przez pracodawców bardziej szanowana i dostosowana do warunków nowoczesnej, innowacyjnej gospodarki. Jasne, że ktoś może stwierdzić, iż wiele firm w Polsce istnieje dzięki taniej sile roboczej. No tak, ale równie dobrze - a nawet lepiej - mogłyby funkcjonować przy wyższych pensjach i wyższym rozwoju technologicznym. Tania praca zniechęca jednak do rozwoju. Tymczasem mamy do czynienia z kapitalizmem coraz bardziej przypominającym jego ponure XIX-wieczne oblicze, który charakteryzuje się mało cywilizowanymi stosunkami pracy.

- Ciekawe jednak, że młodzi nie do końca sobie to uświadamiają. Badania prowadzone przez psychologa społecznego z UW dr. Michała Bilewicza pokazują, że 20-latki nie widzą przyczyn swojej nieciekawej sytuacji w ekonomii. Stąd też może ich coraz niższe oczekiwania?

- To się, oczywiście, nie bierze z niczego. Mamy zadawnione błędy edukacyjne. W odróżnieniu od bardziej cywilizowanych państw, gdzie dzieci niemal od przedszkola zaznajamia się z kategoriami ekonomicznymi, u nas panuje ekonomiczny analfabetyzm. Za późno młodzież o tym uczymy, co skutkuje tym, że nie bardzo rozumiemy zależność między podatkami a poziomem usług publicznych. Chcemy płacić niskie podatki, a jednocześnie oczekujemy edukacji czy służby zdrowia na wysokim poziomie. To samo dotyczy wspomnianego przez pana na samym początku oczekiwania choć tygodniowego urlopu. Nie uczymy młodych, jak odnaleźć się na rynku pracy, nie uświadamiamy im, jakie mają prawa. Nie ma się więc co dziwić, że ostatecznie młodzi są gotowi rezygnować się swoich ambicji dotyczących pracy i płacy.

Zobacz: Marek Król: Pękające pustaki