Prof. Witold Orłowski

i

Autor: Tomasz Radzik

Prof. Witold Orłowski: Może moglibyśmy bez wysiłku podnieść płace o 10 proc.

2015-07-27 4:00

Wywiad z prof. Witoldem Orłowskim

"Super Express": - Zaskakująco wielu ekonomistów zaczęło w ostatnim czasie mówić o tym, że Polacy powinni więcej zarabiać i trzeba będzie podnieść pensje. Nawet tacy, którzy przez lata tego nie mówili, jak prof. Marek Belka czy minister finansów Mateusz Szczurek. Pan także. Skąd ta nagła moda?

Prof. Witold Orłowski: - To nie jest moda i wcale nie jest to nagła zmiana. O tych rzeczach ekonomiści dyskutowali od kilku lat. W pewnym momencie ktoś powiedział to głośniej, bardziej dobitnie i dziennikarze zaczęli się dopytywać. Oczywiście nie wszyscy ekonomiści się z tym zgadzają, ale już kilka lat temu mówiono, że wzrost oparty na niskich płacach już się wyczerpuje, choć opisywano to nieco innymi słowami. Powiedział to głośniej Marek Belka, ale być może popełnił błąd.

- Dlaczego?

- Bo ludzie wyciągają z tego bardzo prosty przekaz: płace są za niskie, więc ktoś powinien je natychmiast podwyższyć. A tu nie chodzi o to, żeby podwyższyć natychmiast. Chodzi o to, żeby stworzyć warunki do dalszego wzrostu gospodarczego w warunkach rosnących płac. Oraz warunki, w których wzrost wydajności przekłada się na wzrost płac. Z tego, że płace w Polsce są niskie, nie wynika, że można je z dnia na dzień podwyższyć. Rozwój gospodarczy jest przecież po to, żeby ludzie więcej zarabiali. Kłopot Grecji po części wziął się ze zbyt szybkiego podwyższania płac w stosunku do możliwości i wydajności.

- Co się stało, że ta zmiana myślenia się pojawiła?

- Nic nagłego, ale 3-4 lata temu zaczęto zauważać, że model wzrostu opartego na niskich płacach zaczyna się wyczerpywać. Oczywiście nie jest tak, że płace nie rosły...

- Słabo rosły...

- I to jest właśnie wina tych mechanizmów, które źle działają. Tyle że wzrost mogliśmy osiągnąć, oferując tańszą pracę. Chcemy iść w kierunku płac porównywalnych z Europą Zachodnią, tego nie da się już osiągnąć, czekając na zachodnie firmy, które przyjdą zbudować fabryki, by zwolnić swoich rodaków i zatrudnić Polaków za taką samą pensję. Te przenosiny powodowała ogromna różnica płac.

- Takich samych pensji to zapewne za mojego życia się nie doczekamy, ale choćby nie 3-4 razy niższe...

- Dlaczego nie doczekamy? Przy dobrej polityce gospodarczej naprawdę porównywalnych pensji możemy się spodziewać za 30 lat. Dziś Polak zarabia 27 proc. pensji Niemca. A ile było 25 lat temu?

- Wzrost z 2 proc. do 20 jest łatwiejszy niż z 27 do 45 proc.

- To prawda. I do tego pierwszego wzrostu wystarczyło oferowanie tańszej pracy. Do kolejnego już nie wystarczy. Przedsiębiorcy, którzy mówią o tym, że nie możemy sobie pozwolić na wyższe płace, mówią o modelu, który się już wyczerpał. Marek Belka trochę wyszedł przed szereg i powiedział to niewystarczająco dokładnie.

- Powiedział pan, że "w Polsce można podnieść płace o 10-20 proc., ale odbije się to na konkurencyjności gospodarki, bezrobociem, recesją...".

- Można, ale nie można tego zrobić skokowo, od razu...

- To by oznaczało jednak, że mamy poduszkę bezpieczeństwa, która pozwala nie skokowo, ale regularnie zwiększać pensje.

- Zgadzam się. Pewna rezerwa jest, bo wydajność pracy rosła szybciej niż płace, m.in. ze względu na wysokie bezrobocie. Nie jest to jednak rezerwa na wzrost o 50 proc., ale może 10 proc. bylibyśmy w stanie podnieść bez żadnego wysiłku.

- Czyli jednak można skokowo?

- To jest ta rezerwa, ale gdzieś jest jednak granica, której przekroczyć przy takim jednorazowym wzroście nie damy rady. Dziś polskie płace to mniej więcej 1/3 płac europejskich. Jeśli znajdziemy właściwe modele wzrostu bazujące na polskich firmach i innowacyjności, to możemy spokojnie dogonić Zachód. Na kontynuacji obecnego modelu rozwoju już więcej nie ugramy, bo będą po prostu inni chętni do roli tanich pracowników dla Europy.

Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: Nie zabijajcie się tą obroną Sikorskiego