Agnieszka Rothert

i

Autor: Instytut Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego Agnieszka Rothert

Rothert: Histeria działa na krótką metę

2015-12-01 3:00

Prof. Agnieszka Rothert, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z Tomaszem Walczakiem z Super Expressu: "Super Express": - Mijają dwa tygodnie, odkąd PiS przejął władzę, a już ze strony opozycji i części mediów pojawiają się ciężkie oskarżenia o totalitarne zapędy nowej władzy. To uzasadnione larum czy zwykła histeria? Prof. Agnieszka Rothert: - Opozycja i media istnieją po to, żeby alarmować opinię publiczną o nadużyciach władzy. Być może mają rację, że działania PiS zmierzają w kierunku praktyk antydemokratycznych. Nowa ekipa rządząca zaczęła swoje rządy "z buta" i można się zastanawiać, jak skończy. Niemniej chciałabym, żeby takie larum podnosić zawsze, kiedy rządząca ekipa nadużywa władzy. Nie pamiętam, żeby tak głośno protestowano, kiedy przy Trybunale Konstytucyjnym majstrowała PO. Wydaje mi się, że w Polsce nie zawsze rozumiemy podstawową zasadę demokracji, że partie przegrywają wybory.  

- To wzmożenie moralne to element bólów fantomowych po przegranej PO?

- Trochę takie wrażenie odnoszę. W zależności od tego, która partia wygrywa, a która przegrywa, różnie na to reagujemy. Obecnie część kreatorów opinii źle znosi to, co przydarzyło się Platformie. Sama zresztą PO, która głośno mówi o zabijaniu przez PiS demokracji, ma z tym problem. Jej swego rodzaju histeria to po części element strategii politycznej, a z drugiej braku planu działania, który wynika z wewnętrznych problemów tej partii po przegranych wyborach.

- Histeria to dobra strategia?

- Alarmować zawsze trzeba, kiedy dzieje się coś niepokojącego, ale histeria jest raczej niewskazana. Po pierwsze, powoduje, że zaczynamy panikować i postępować głupio. Po drugie, nadużywając dziś pewnych pojęć, które nie przystają do rzeczywistości, zabraknie nam w końcu języka, żeby opisać polityczną rzeczywistość, kiedy naprawdę coś poważnego zacznie się dziać z demokracją.

- Czy histeria nie opłaca się jednak politycznie? PiS, będąc w opozycji, przećwiczył to i w końcu wybory wygrał. Teraz patrzę, że internetowy byt Komitetu Obrony Demokracji ma 40 tys. fanów na Facebooku. Z sondażu dla "Rzeczpospolitej" wynika, że 55 proc. Polaków uważa, iż demokracja jest w Polsce zagrożona. Wygląda na to, że na tym rzeczywiście można politycznie coś ugrać.

- W dzisiejszych czasach wiecznej niepewności i strachu przestraszyć ludzi jest bardzo łatwo. Pytanie tylko, jak te emocje utrzymać. Czym podbijać bębenek strachu, skoro do następnych wyborów parlamentarnych - jeśli nic się nadzwyczajnego nie zdarzy - zostały cztery lata? Na krótką metę można na tym politycznie zyskać, ale na dłuższą metę i z punktu widzenia państwa strategia straszenia jest bardzo szkodliwa dla nas wszystkich. To, co dziś jest nam potrzebne, to wcale nie histeria, walka wszystkich ze wszystkimi, szukanie wrogów i zagrożeń. Potrzebujemy dialogu, współpracy, umiejętności negocjowania.

- W czasach kibolstwa politycznego, bezwzględnego opowiadania się po stronie jednego z dwóch plemion trudno o umiarkowanie.

- Dzisiejsza polityka jest jak widowisko teatralne, w którym trzeba cały czas utrzymać zainteresowanie widza, by ciągle nas oklaskiwał. Kiedy owacje stają się mniej entuzjastyczne, trzeba znaleźć nowy sposób, by zadziwić widza. Jest trochę jak z adrenaliną. Ci, którzy mają jej deficyt, robią coraz bardziej ryzykowne rzeczy, żeby dostarczyć sobie wrażeń. To samo jest z polskimi partiami politycznymi.

- Zostając przy porównaniach ze sztuką, nie jest trochę z histerią polityczną tak jak z nagością? Kawałek nagiego ciała może być przez jakiś czas atrakcyjny, ale kiedy widza non stop szczuje się golizną, ten staje się na nią obojętny?

- Rzeczywiście, tak jest. Wiadomo, że człowiek żyjący w permanentnym strachu po jakimś czasie go oswaja. Pewne rzeczy stają się dla nas po prostu normalne. Partie polityczne i wspierające je w ten czy inny sposób środowiska kreatorów opinii nie mogą sobie jednak pozwolić na takie zobojętnienie i wyciągają coraz mocniejsze działa. Zastanawiam się, gdzie jest w ogóle koniec tego szaleństwa.

Zobacz także: Rafał Ziemkiewicz komentuje: Platforma płaci za obciachową histerię