Sławomir Neumann

i

Autor: Andrzej Lange Będziemy szybciej leczyć raka

Sławomir Neumann: Rozliczymy się z rządów Tuska i PO

2015-07-17 4:00

"Super Express": - Ma pan dzieci? Sławomir Neumann: - Mam. - Boi się pan o nie w kontekście dopalaczy? Bo ja mam i się boję. - Ja nie. Jestem pewien, że są już na tyle mądre, iż po takie używki nie sięgną.

- Każdy jest mądry, ale ten jeden raz zawsze ktoś może spróbować czegoś, co się wydaje trawką, a jest zwykłym chemicznym świństwem. Ostatnio nazywa się to Mocarz i trafia się po tym do szpitala.

- Moje dzieci wiedzą, że nawet trawa jest świństwem. Jeżeli ktoś myśli, że marihuana jest czymś bezpiecznym, popełnia błąd.

- Bill Clinton palił, ale się nie zaciągał.

- Co zrobić. Ja w życiu niczego nie paliłem.

- Wiceminister zdrowia nie brał żadnych narkotyków?

- Żadnych.

- Nie chcę pana obwiniać, ale problem jest. Oczywiście łatwo byłoby mi powiedzieć, że to przez was. A wie pan dlaczego? Bo w 2010 roku premier Tusk mówił, że poradziliście sobie z dopalaczami.

- To zbyt wielki optymizm. Wtedy udało nam się pozamykać sklepy z dopalaczami, które były na każdym rogu. Co oczywiście nie znaczy, że całkowicie udało się ten problem rozwiązać. Największym błędem - co widać z perspektywy czasu - było to, że mówiliśmy o dopalaczach, a nie o narkotykach. Mam wrażenie, że część ludzi po to świństwo sięga, bo myśli, że to nie jest narkotyk, ale coś, co kojarzy się ze środkiem energetyzującym. Że to coś, co po prostu daje kopa. Jest zupełnie odwrotnie - to jeszcze większe gówno niż to, co jest w twardych narkotykach. To naprawdę ryje mózg i nie ma tu żartów. Świadomość społeczna była chyba za niska. Myślano, że jest to bezpieczniejsze niż narkotyk.

- O co ma pan do siebie pretensje?

- O to, że nie mówiliśmy o tym, że to narkotyki. To jest trucizna, która zabija. Jedyny odlot, który ci gwarantuje, to odlot do najbliższego szpitala. Też chyba nie mieliśmy pełnej wiedzy, z czym mamy do czynienia. To nowe zjawisko, z którym zderzyliśmy się nie tylko my.

- Jako przedstawiciel rządu na pewno ma pan pomysł, jak sobie z tym poradzić.

- To wojna z narkotykami.

- Czyli wieczna wojna.

- Wieczna wojna, w którą muszą być zaangażowane wszystkie możliwe służby państwa. I w ramach której trzeba zmieniać świadomość społeczną. To, co się wydarzyło w sądzie, że wypuszczono jednego z tych, którzy to sprzedają...

- Sędziowie chyba nie są z wami.

- To pokłosie tego, że jeszcze nie traktują tego jako czegoś istotnego. Gdyby to był handlarz złapany na handlu amfetaminą, to siedziałby. Jest zakodowane, że amfetamina to narkotyk.

- Czyli konkretnie - co robić? Edukować sędziów?

- Edukacja sędziów czy policjantów nie wystarczy. Wszyscy musimy się w to włączyć. Ogromną rolę mają do odegrania rodzice, którzy widząc, że dziecko przynosi do domu jakąś saszetkę z napisem "produkt kolekcjonerski", powinni reagować. Musimy kontynuować edukację, którą już prowadzimy. Być może trzeba zmienić narrację, ale to trzeba robić.

- Zmieńmy temat. Jest pan zadowolony z ustawy o in vitro? Bo hierarchowie nie są.

- Wiem, że nie są i trochę mnie to martwi. Długo nad tą ustawą pracowaliśmy, bo szukaliśmy kompromisu, który zadowoliłby tych, którzy chcą ochrony życia.

- I pan chce?

- Tak. I to jest w tej ustawie, bo wprowadza prawne zabezpieczenie zarodków. Jest duża poprawa, bo do tej pory była wolnoamerykanka. Dlatego nie zgadzam się z tak twardą reakcją episkopatu.

- Przypomnijmy, że hierarchowie mówią, iż uprawiacie eugenikę.

- Wolałbym, żeby hierarchowie takich tekstów nie rzucali.

- Pan jest katolikiem?

- Tak.

- To będzie pan ekskomunikowany.

- Nie wydaje mi się, ale rozumiem, że taki pomysł może komuś z hierarchów przyjść do głowy, bo różne rzeczy mówią. Czasami nie najmądrzejsze. Nie jest to metoda obowiązkowa dla katolików.

- Ale czasami z in vitro korzystają.

- Jeśli tak, to sami we własnym sumieniu oceniają, czy to jest sprzeczne z nauką Kościoła. In vitro daje życie i dlatego bardzo mnie dziwi tak ostra reakcja, bo ona jest chyba na wyrost. Wynika albo z niezrozumienia, albo z chęci pokazania, że nasz Kościół jest wyjątkowo konserwatywny, nawet bardziej niż Kościół w Hiszpanii czy Irlandii. Ta ustawa to nie jest mniejsze zło - to większe dobro.

- Irlandia poszła mocno w lewo, tam zalegalizowano małże stwa homoseksualne.

- Warto, żeby hierarchowie wyciągnęli wnioski z zachowań Kościoła irlandzkiego.

- Mówi pan hierarchom, że jeśli dalej będą stać na swoim stanowisku, ludzie się od Kościoła odwrócą?

- Z jakiegoś powodu kościoły pustoszeją. Część ludzi jest odpychana przez hierarchów.

- Największym problemem Kościoła są hierarchowie?

- A nie jest tak trochę? Jeżeli idziemy na mszę i zamiast kazania o wierze i wartościach mamy politykę i to skrajną.

- Czy państwo będzie płacić za in vitro?

- Ta ustawa nie dotyczy w ogóle finansowania.

- Czyli nie będziecie płacić?

- Od dwóch lat finansujemy in vitro. Uczestniczy w nim 15 tys. par i mamy już 2 tys. zdrowych dzieci urodzonych dzięki temu programowi.

- To nie jest imponujący wynik.

- To nie jest metoda, która gwarantuje 100-procentową skuteczność.

- Ile to kosztuje?

- Trzyletni program to 260 mln zł.

- Może zabrzmi to demagogicznie, ale nie można by wydać tych pieniędzy lepiej?

- To jest demagogia. Państwo odpowiada za leczenie we wszystkich obszarach.

- Ale to nie jest leczenie.

- To jest metoda leczenia niepłodności zarejestrowana w WHO.

- Jako filolog polski powiem panu, jakie jest znaczenie leczenia. To trwała zmiana zachowań organizmu.

- Nosi pan okulary. To leczenie?

- Nie. To usuwanie pewnej wady.

- Finansujemy okulistykę. Podobnie z in vitro. To szansa dla bezpłodnych na posiadanie dzieci.

- Który pana szef jest lepszy - Arłukowicz czy Zembala?

- Oddalam to pytanie (śmiech).

- A jak się z prof. Zembalą współpracuje?

- Dobrze.

- Popełnia trochę gaf.

- Każdemu z nas zdarza się chlapnąć jakieś zdanie i to zdanie żyje potem swoim życiem. Pamiętamy, że prof. Zembala nie zajmował się polityką, a wy nie jesteście najmilsi dla takich jak my.

- Co pan będzie robił po przegranych wyborach na jesieni?

- Nie zakładam, że je przegramy. Mamy szansę je wygrać.

- To się nazywa zaklinanie rzeczywistości.

- Miesiąc temu media pisały o wygranej PiS, drugim miejscu Kukiza, a PO to w ogóle nie będzie, bo jest na równi pochyłej. Po miesiącu zastanawiacie się, z jaką przewagą wygra PiS z PO. Po wakacjach będziemy się zastanawiać, czy PiS wygra z PO, czy PO z PiS.

- I to wszystko dzięki Ewie Kopacz, która jeździ koleją i jest charyzmatyczna?

- Pokazaliśmy, że rozmawiamy z ludźmi, potrafimy rozliczyć się z tego, co zrobiliśmy. Po wakacjach pokażemy program na kolejne cztery lata. Rozliczymy się z rządów i Tuska, i Kopacz. Będziemy w stanie wygrać. Czy to się uda, to sprawa otwarta. Mamy siłę, chęć i wiarę w to, że możemy to zrobić i dać Polakom rządy bezpiecznej koalicji.

Zobacz: Tomasz Walczak: I jak tu nadal wierzyć w Unię?

Nasi Partnerzy polecają