"Super Express": - Mówi się o panu "nowy Lepper". Jest pan nowym Lepperem?
Sławomir Izdebski: - Wiem, że taka opinia o mnie krąży. Byłem bliskim współpracownikiem Andrzeja Leppera. Poznaliśmy się jeszcze w 1996 roku. Bardzo mi wtedy zaimponował.
- Czym?
- Miał cechy wielkiego przywódcy, który nie bał się mówić prawdy i nazywać polityków złodziejami. Jestem dumny, że porównuje się mnie do Andrzeja Leppera.
- W końcu się jednak pokłóciliście. O co?
- Nie pokłóciłem się z nim. W pewnym momencie zaczęli się wokół Andrzeja Leppera pojawiać ludzie, którzy wcześniej z Samoobroną nie mieli nic wspólnego, co nas bardzo denerwowało.
- Co to za ludzie?
- Nie będę wskazywał po nazwisku. Wszyscy wiedzą, o kim mowa.
- Ale ci sami ludzie będą chcieli do pana wrócić.
- Dla tych ludzi nie ma powrotu.
- A dla kogo jest? Dla pani Beger?
- Tak.
- Dla pana Dzido?
- Też.
- Dla pana Łyżwińskiego?
- Z tego co wiem, ma problemy ze zdrowiem. Do tej pory do mnie nie dzwonił.
- A gdyby zadzwonił?
- Na pewno bym z nim porozmawiał. Ta afera, której miał być bohaterem...
- Praca za seks.
- To była fikcja. Żadnej seksafery w Samoobronie nie było.
- Spędził jednak kilka lat w więzieniu.
- I to świadczy o polskim wymiarze sprawiedliwości. Bandyci chodzą wolni, a ludzie, którzy walczyli o polską rację stanu, byli wsadzani do więzienia.
- Wie pan, jak skończył Lepper, nie boi się pan być nowym Lepperem?
- Pewnie, że się boję. Głośno jednak mówię, że dokończę jego program polityczny.
- Uważa pan, że Lepper został zabity tak, jak pokazał to Patryk Vega w swoim filmie?
- Tak. To wcześniej czy później wyjdzie na jaw.
- I miało to dokładnie taki scenariusz jak w filmie?
- Może nie dokładnie, bo to tylko film. Nie wierzę w samobójstwo Andrzeja Leppera. Znałem go dobrze, wiedziałem, że chodzi mu o dobro Polski i polskiego rolnictwa.
- Zdradził was? Kupował sobie drogie zegarki...
- Zarzuca mi się, że kiedy przyjeżdżam na spotkanie, to jestem dobrze ubrany. Zawsze pytam, czy rolnicy chcą, bym reprezentował ich w gumofilcach i waciaku.
- Szył buty na miarę...
- Ale to jest przestępstwo?
- Zastanawiam się, czy nie zdradził swojego niebogatego elektoratu.
- Nie. To był człowiek zawsze schludnie ubrany, dbał o swoją higienę. Codziennie chodził na basen. Nie widzę w tym nic złego. Chciał godnie reprezentować polską wieś.
- Mówi pan, że chce dokończyć jego dzieło. Co chce pan zrobić?
- Andrzej Lepper był zwolennikiem jednomandatowych okręgów wyborczych.
- Tak jak Paweł Kukiz. Zakłada pan dla niego partię?
- Nie oceniałbym Kukiza tak nisko. Nie jest tak, że nie potrafiłby sobie partii założyć. Nie zakładam żadnej partii. Powstał - powołany przez rolniczy OPZZ - Ruch Społeczny RP.
- Chcecie się przekształcić w partię?
- Proszę mnie nie zmuszać, żebym zdradzał swoich rolników, bo OPZZ bronił, broni i będzie bronił, czy to się komuś podoba, czy nie. To, że się władzy nie podoba, rozumiem. Jesteśmy związkiem, który nie dał się kupić. Jesteśmy jedynym związkiem, który nie bierze pieniędzy z budżetu. Jestem jednym z niewielu, jeśli nie jedynym przywódcą związkowym, który nie jest w żadnej radzie nadzorczej.
- Będzie nowa partia, której będzie pan szefem?
- Już jest, ale komitet. Jestem jego szefem. Nie tworzę go dla Pawła Kukiza czy kogokolwiek. Tworzę komitet dla Polski i Polaków. Ten komitet nie ma za zadanie zjednoczyć tylko polską wieś. Ma za zadanie zjednoczyć wszystkich ludzi pracy, żeby kiedy będziemy brali udział w wyborach parlamentarnych, a taki mamy zamiar...
- Chcecie wystartować już w tych najbliższych?
- Tak, chcemy wystartować. Chcemy wyjść naprzeciw słowom pani premier, która mówiła, że drugiej Samoobrony nie będzie. Większej bezczelności nie widziałem, żeby premier rządu dyktował, czy jakaś partia w tym kraju będzie, czy nie.
- Ale wy, rolnicy, chcecie popierać rockandrolowca, który chce zostać prezydentem. Czy to nie jest dziwne?
- Nie jest. Paweł został zaproszony na nasz kongres, bo w jego programie jest wiele elementów z dziedziny rolnictwa.
- Są też jednomandatowe okręgi wyborcze.
- Tak. Prawnicy muszą popracować nad tym, żeby rozbić monopol dwóch największych partii i panienki lekkich obyczajów, która nazywa się PSL. Wejdą w koalicję z każdym.
- Chce pan rozbijać ten monopol, a sam pan kiedyś startował z list PiS.
- Startowałem.
- Ale się nie udało.
- Nie to, że się nie udało, ale zostałem oszukany. Miałem startować z list do Senatu, ale potem okazało się, że jestem na liście PiS do Sejmu i to na dziesiątym miejscu. Zdobyłem dla nich wynik, który dał im jeden mandat więcej.
- Chciałby pan, żeby Kukiz został prezydentem?
- Oczywiście.
- Dlaczego?
- To kandydat prosocjalny i propolski.
- A inni nie są propolscy?
- Oczywiście, że nie. Chcemy bardzo bacznie przyjrzeć się prywatyzacji. Nie mówi się o tym, który rząd, co i za ile sprywatyzował i co się stało z pieniędzmi.
- Czyli kto ukradł?
- Dokładnie. Tej prywatyzacji dokonywały partie, które kiedyś nazywały się AWS i Unia Wolności, a dziś nazywają się PiS i PO.
- Chce pan też renegocjować umowy z Unią, a jak Unia się nie zgodzi, to z niej wychodzimy. Co chce pan renegocjować?
- Dopłaty bezpośrednie. Mówi się, że polscy rolnicy dostają z Unii 50 proc. tego, co dostają rolnicy z Niemiec czy Francji. Nieprawda. To 30 procent. 20 procent idzie z budżetu państwa.
- Czyli Unia nas oszukuje?
- Sami siebie oszukujemy. Gdyby rząd o to walczył, opłaty byłyby zrównane. Przed poprzednimi wyborami wszyscy obiecywali, że dopłaty zostaną zrównane do 2013 roku. Nikt się o to nie upomniał. To gdzie jest PSL?
- Jest pan w ostrym konflikcie z rządem. Z wicepremierem Piechocińskim jest pan w takim konflikcie, że powiedział pan o nim: "bałwan, skończony kretyn". Nie za ostro?
- Te słowa padły w czasie protestów rolniczych. Dostałem zaproszenie od pana Piechocińskiego. W momencie, kiedy do niego jechałem i nie było mnie przy protestujących, on się do nich udał i zrobił konferencję prasową. Jak kobiety chciały go wychłostać, to uciekł do samochodu. To poważny polityk? To bałwan.
- Rolnicy zagłosują na Kukiza?
- Wezwaliśmy wieś do oddania głosu na Pawła Kukiza. Nie mogę zagwarantować, że wszyscy rolnicy na niego zagłosują, ale zachęcam, by to zrobili.