Sławomir Jastrzębowski

i

Autor: Marcin Smulczyński

Sławomir Jastrzębowski: Schowajcie księdza Sowę na sto lat. Potem się zobaczy

2017-06-09 22:45

Znany, pouczający, telewizyjny niby-autorytet ksiądz Kazimierz Sowa zdaje się, że utracił resztki społecznego szacunku. Już wcześniej jego dziwaczne wypowiedzi, jego jawne angażowanie się w politykę i bezkrytyczne popieranie jednej opcji partyjnej budziło zdumienie i niesmak wiernych i niewierzących. Nie od tego jest ksiądz. Zdumienie budziło także jego angażowanie się w biznes, a był ksiądz członkiem rady nadzorczej spółki giełdowej należącej w części do przedsiębiorcy, z którym lubił biesiadować.

Po ujawnieniu taśm z restauracji Sowa i Przyjaciele usłyszeliśmy między inny, że ksiądz bluźni jak pijany szewc. Ksiądz nie powinien, ale powiedzmy, że ksiądz też człowiek, mogło mu się zdarzyć. Na ten wybryk można by jakoś przymknąć oko, choć z trudem. Ale nie mogło się zdarzyć, żeby ksiądz w towarzystwie biznesmena i polityka doradzał temu pierwszemu zniszczenie gazety, która nieprzychylnie pisała o przedsiębiorcy. To absolutny skandal, żeby ksiądz katolicki podjudzał, jak jakiś mafioso, do zniszczenia dziennikarzy i gazety, chociaż sam przez jakiś czas próbował dziennikarza udawać. To absolutnie niewybaczalne. Tłumaczenie księdza Sowy, że mówiąc "zniszczyć", nie chodziło mu o to, żeby zniszczyć, można wsadzić między bajki. Dlatego dobrze się stało, że Kościół zareagował i że siejący zgorszenie ksiądz Sowa został wreszcie przywołany do porządku. Metropolita krakowski arcybiskup Marek Jędraszewski zdecydował, że ks. Sowa ma wrócić ze stolicy do archidiecezji krakowskiej. To słuszna decyzja. Schowajcie ks. Sowę na sto lat, a potem się zobaczy.

Zobacz: Taśmy ks. Sowy. Najwulgarniejsze odzywki księdza Sowy