Sławomir Jastrzębowski: Wybory nie są przesądzone, Macierewicz i Kaczyński mogą coś powiedzieć

2015-10-09 4:00

Kaczyński zdał sobie sprawę, że on sam nie miałby szans na zwycięstwo w wyborach prezydenckich, więc słusznie postawił na Andrzeja Dudę, pełnego zalet, których prezes nie ma. Zdaje sobie też sprawę, że jako kandydat na przyszłego premiera mógłby nie osiągnąć wyborczego sukcesu w zbliżających się wyborach. Postawił więc na Beatę Szydło.

Bawi mnie to na sposób kwaśny. To dzielenie skóry na niedźwiedziu, że co to będzie, jak wygra PiS. Nie wiem, co będzie, bo z pozycji obserwatora notuję fatalne błędy polityków i nie jestem przekonany, że PiS będzie rządził. Czemu? Z powodu genu samozagłady. W ów gen spektakularnie wyposażony jest człowiek z innej partii, wieczny opozycjonista Janusz Korwin-Mikke (swoją drogą może mu i dobrze z tym genem). Wiele osób, które kiedyś z nim współpracowały, mówiło mi, że w momencie, w którym mógł stać się ważnym graczem w polskiej polityce, zawsze coś powiedział. Ostatnio na przykład powiedział, że kierowcy z 1 promilem alkoholu powinni móc jeździć samochodami. Już widzę tę piękną akcję billboardową, a w tle ofiary kierowców pijaków.

Gen politycznej samozagłady sprawia, że coś się chlapnie, a szanse lecą na łeb na szyję. Zastanawiam się, czy namiastki tego genu nie mają Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz. Kiedy rosną im sondaże, to oni lubią coś powiedzieć. Tymczasem polityk, który chce wygrywać, musi zdawać sobie sprawę nie tylko z sensu swoich słów, lecz także z tego, jak mogą zostać one zrozumiane. I zdaje się, że tego wyżej wymienieni panowie nie opanowali. Kaczyński zdał sobie sprawę, że on sam nie miałby szans na zwycięstwo w wyborach prezydenckich, więc słusznie postawił na Andrzeja Dudę, pełnego zalet, których prezes nie ma. Zdaje sobie też sprawę, że jako kandydat na przyszłego premiera mógłby nie osiągnąć wyborczego sukcesu w zbliżających się wyborach. Postawił więc na Beatę Szydło.

Nie wytrzymał jednak i chlapnął, że kto wie, czy ona cały czas będzie premierem. Te słowa zostały zinterpretowane jako zapowiedź, że Szydło może zostać odsunięta od władzy - tak jak kiedyś Marcinkiewicz, żeby rządzić mógł Kaczyński. To było ewidentne podcięcie skrzydeł kandydatce i zrażenie sobie części wyborców.

Teraz w USA Antoni Macierewicz zasugerował, że Tusk mógł być agentem Stasi. Po co? Przecież doskonale wie, czy raczej wiedzieć powinien, że żelazny elektorat PiS już ma po swojej stronie, a takimi wypowiedziami odstrasza umiarkowanych wyborców. Do wyborów jeszcze ponad dwa tygodnie. Poczekajmy i posłuchajmy. Geny samozagłady rwą się do mikrofonów.

Zobacz: Andrzej Stankiewicz: Kandydatka Szydło może nie zostać premierem

Polecamy: Po wyborach Tomasz Lis zniknie z anteny?

Najlepsze wideo: tv.se.pl