Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Świetlik: Rozumieją, tylko na odwrót

2016-05-19 8:00

Rozwiązywanie problemów przez naszych polityków przypomina czasem anegdotkę o kobiecie, która przyszła do salonu wróżb. Wróżka spojrzała w tarota i stwierdziła: mąż panią zdradza. - Nie, to pani odwrotnie rozłożyła karty - odparła mężatka. Podobnie jak ta wróżka problem obecności kamer i mediów próbują rozwiązać marszałek Sejmu Marek Kuchciński i Paweł Kukiz.

Najpierw marszałek Kuchciński postanowił, że problem nadmiernej liczby dziennikarzy w Sejmie rozwiąże, spychając ich do położonych poza główną częścią naszego parlamentu kanciap. Po co? Żeby panowie i panie posłowie i panowie redaktorzy, i kamerzyści sobie nawzajem nie przeszkadzali. Mógłbym w pełni poprzeć to rozwiązanie, ale pod jednym warunkiem. Że posłowie swoje funkcje będą pełnić społecznie. Tymczasem na razie płacę panom posłom i nie chcę, żeby na przykład w godzinach pracy, podczas obrad Sejmu, grali w gry komputerowe na tabletach. Do tej pory wychwytywały to czujnie kamery. Płacimy też wszyscy kolegom dziennikarzom, w formie abonamentów, oglądanych reklam, kupowanych gazet, za to, że się tym politykom przyglądają i ich pilnują. A teraz mamy nadal płacić posłom, ale nie będziemy mieli możliwości kontroli ich pracy, bo opłacani przez nas dziennikarze będą w tym czasie z nogami na stołach jedli kanapki w wyznaczonych dla nich pokojach. Jeszcze bardziej imponujące jest tłumaczenie polityków bliskich marszałkowi Sejmu, że przecież tak jest też "w europarlamencie". Owszem, ale wydaje mi się, że właśnie PiS protestował przeciwko europejskiemu elitaryzmowi i oderwaniu unijnych tuzów od ludzi. Jak rozumiem, problem nie w oderwaniu, a w tym, że nie ci się poustawiali przy największym eurożłobie, co powinni.

Problem Pawła Kukiza jest dokładnie odwrotny. On akurat chce kamer tam, gdzie nie powinno ich być. Czyli przy politycznych negocjacjach na temat Trybunału Konstytucyjnego. Do tej pory naiwnie zakładałem, że Kukizowi zależy na jakimś przecięciu wreszcie wrzodu, który coraz bardziej uwiera wizerunek naszego kraju. Ale, żeby go przeciąć, trzeba usiąść w ciszy, najlepiej nawet bez publicznego ogłaszania spotkania, by się dogadać. Jedni dostaną to, drudzy zrezygnują z tamtego i sprawa zostanie załatwiona. Ale jak ma zostać załatwiona, gdy negocjować będą przed kamerami, czyli będziemy mieli kolejną odsłonę spektaklu politycznego? Przecież nawet to, kto kogo zaprasza na spotkanie, całkowicie blokuje jakiekolwiek rozmowy? Paweł Kukiz nie był politykiem w 2005 roku, ale na pewno pamięta rozmowy koalicyjne PiS i PO, właśnie "przed kamerami", które skończyły się trwającą do dziś rzezią Polaków z Polakami. Pewne rzeczy w polityce powinny być załatwianepo cichu, a pewne w świetle kamer. Nasi politycy to rozumieją. Tylko na odwrót.

Zobacz także: Prof. Rafał Chwedoruk w WIĘC JAK: Miejsce KOD zajmą zawodowi politycy