Escobar

i

Autor: East News

Syn Escobara: Aby przeżyć, nie mogłem pójść w ślady ojca

2017-03-17 3:00

Syn Pablo Escobar w szczerej rozmowie z Tomaszem Walczakiem. Jak wyglądało życie Juana Pablo Escobara po śmierci ojca?

"Super Express": - Cztery mln dolarów - tyle kolumbijskie kartele dawały za pańską głowę po śmierci ojca.

Juan Pablo Escobar: - Poczułem się wyjątkowo ważny. Tyle pieniędzy za głowę 16-latka? W tamtych czasach to były naprawdę ogromne pieniądze.

- Syn Pabla Escobara - jednego z najpotężniejszych gangsterów w historii, który w szczycie potęgi kontrolował 80 proc. światowego rynku kokainy - to nie byle co.

- Rzeczywiście, traktowano mnie bardzo poważnie, a jedyne, czego wtedy chciałem, to uciec od dawnego życia. Chciałem w końcu żyć w spokoju.

- Jakiś czas żył pan jednak jak w bajce.

- Tak, moje wczesne dzieciństwo to było życie pełne luksusu. Byłem rozpieszczonym dzieckiem, które miało wszystko to, czego zapragnęło. Ojciec dwoił się i troił, żeby spełniać każdą zachciankę moją lub siostry. Przyszedł jednak taki moment, że nic nie mógł już nam kupić, bo wszystko mieliśmy.

- Kiedy dowiedział się pan, czym tak naprawdę się zajmuje?

- Miałem wtedy siedem lat. Musieliśmy uciekać z Kolumbii do Panamy po tym, jak mój ojciec zlecił zabójstwo ówczesnego ministra sprawiedliwości. To tam, w Panamie, powiedział mi, że jest gangsterem i tak zarabia na życie. Od tamtej pory zaczęliśmy oglądać razem wiadomości i za każdym razem, kiedy ktoś ginął, mówił mi, czy to on zlecił to zabójstwo, czy nie.

- Pamięta pan, jak na to zareagował?

- W wieku siedmiu lat wiesz, co znaczy słowo "gangster", ale nie do końca zdajesz sobie sprawę, jak potężną figurą jest twój ojciec. Wielokrotnie prosiłem go, żeby zerwał z tym, co robił. Prosiła go też moja matka. Zawsze nas wysłuchiwał, ale nie miał zamiaru kończyć z życiem szefa największego kartelu narkotykowego. Dziś jestem pewien, że mogła go powstrzymać tylko śmierć.

- Pański ojciec z biednego chłopaka z Medellin stał się jedną z najpotężniejszych osób na zachodniej półkuli. Jakoś to panu imponowało?

- Przede wszystkim imponowało mi to, że potrafił być tak dobrym ojcem, mimo że jednocześnie był niezwykle brutalnym gangsterem, który odpowiada za śmierć tak wielu osób. Oczywiście, zbudowanie takiego imperium narkotykowego wymagało nie lada inteligencji. Żałuję, że wykorzystał ją w ten sposób, czyniąc dookoła tyle zła. W pewnym sensie jestem więc pod wrażeniem tego, co osiągnął, ale w żadnym razie nie jestem z tego dumny. Dlatego trzeba być ostrożnym, opowiadając jego historię, bo musi być ona ostrzeżeniem, żeby nie iść w jego ślady.

- Dlatego krytykuje pan amerykański serial "Narcos", którego bohaterem jest pański ojciec?

- Dostaję od wielu młodych osób zdjęcia, na których stylizują się na mojego ojca. Wysyłają mi też nagrania, na których udają jego sposób mówienia. Imponuje im, że z biednego chłopaka stał się tak potężną i bogatą osobą. Ale powinni wiedzieć, że te pieniądze niczego nie dają. Pamiętam, że kiedy ukrywaliśmy się w biednych dzielnicach przed policyjną obławą, mieliśmy przy sobie kilka milionów dolarów, ale głodowaliśmy. Nie mogliśmy ich bowiem wydać, bo opuszczając nasza kryjówkę, narażaliśmy się na aresztowanie. Wtedy zrozumiałem, jak niewiele znaczą pieniądze. Kiedy spotykam się z młodymi ludźmi z Ameryki Południowej, próbuję im to wytłumaczyć.

- Ojciec chciał, żeby przejął pan po nim jego imperium?

- Najważniejszą rzeczą, jakiej mnie w życiu nauczył, było to, że jeśli chcę przeżyć, nie mogę iść w jego ślady. Odkąd pamiętam, zachęcał mnie do nauki. Mówił mi, że mam szansę wybrać inną przyszłość niż on i powinienem z tego skorzystać.

- Zastanawiało kiedyś pana to, jak to było możliwe, że dla pana Pablo Escobar był kochającym ojcem, a poza domem niezwykle brutalnym przestępcą, który nie cofał się przed niczym, żeby osiągnąć to, co chciał?

- Jedyny sposób, w jaki potrafię to sobie wytłumaczyć, to porównując go do dowódcy armii. Z jednej strony na polu bitwy musi być bezwzględny, wysyłając swoich żołnierzy, żeby zabili jak najwięcej wrogów. Ma on też jednak rodzinę, którą kocha i chce dla niej jak najlepiej. W domu mój ojciec nigdy nie był agresywny i brutalny. Nigdy nie przeklinał. Kiedy jednak wychodził, wydawał rozkazy, by zabijać wielu, często niewinnych, ludzi. To dość trudne, kiedy zdajesz sobie sprawę, że człowiek, którego kochasz i uważasz za dobrą osobę, potrafi być jednocześnie kimś tak złym.

- Zanim zginął, pański ojciec był najbardziej poszukiwaną osobą na świecie. Jego śmierć zmieniła coś w Kolumbii?

- Nic. Od tamtego czasu biznes narkotykowy wręcz się rozrósł. Pojawiły się nowe kartele, które produkują jeszcze więcej kokainy i zarabiają jeszcze więcej pieniędzy. Wyprodukowanie kokainy jest niesłychanie tanie, ale jako narkotyk jest bardzo droga. Można się na tym nieźle obłowić. Zawsze więc będzie ktoś, kto będzie się tym parał. Jeśli coś zmieniła śmierć mojego ojca, to sposób, w jaki działają dziś kartele. Ich przywódcy nie afiszują się tak, jak robił to mój ojciec. Działają dyskretnie, pociągając jedynie za sznurki. Nie wchodzą na przykład do polityki jak mój ojciec. Lepiej wychodzą, przekupując polityków.

- Kartele nadal mają ich w kieszeni?

- Pół parlamentu siedzi dziś w więzieniu zz związki z kartelami narkotykowymi. Przynajmniej tyle, bo za czasów mojego ojca nikt nie trafiał do więzienia.

- Polityka zabiła pańskiego ojca?

- W pewnym sensie tak. Gdyby nie pragnął mieć władzy politycznej, gdyby nie stał się osobą publiczną, pewnie dłużej zostałby przy życiu. On jednak chciał zostać prezydentem Kolumbii! A nie możesz być jednocześnie przywódcą kartelu narkotykowego i politykiem. On nie chciał tego zrozumieć.