Tadeusz Płużański

i

Autor: Mariusz Grzelak Tadeusz Płużański

Tadeusz Płużański: Bauman się cieszy

2016-10-08 4:00

W jednym z ostatnich wywiadów (dla nas egzotycznego brazylijskiego tygodnika „Valor”) Zygmunt Bauman powiedział: „Miejmy nadzieję, że bałagan wywołany przez całą awanturę z Brexitem w Zjednoczonym (póki co) Królestwie może stać się najlepszą trzeźwiącą miksturą dla zaczadzonych na tyle, że dających wiarę podszeptom plemiennego eurosceptycyzmu w innych krajach wspólnoty”. Dalej jest mowa o jakichś „antyunijnych buntownikach”, tajemniczych „mocach uwolnionych spod politycznej kontroli” i współczesnych państwach, które „stają się niczym więcej niż nieco większymi sąsiedztwami, zamkniętymi w nieprecyzyjnie zarysowanych, nieszczelnych i nieefektywnie chronionych granicach”. To tylko próbka pseudonaukowego bełkotu Baumana. Co więcej, takie niszczenie państw narodowych, w tym Polski, wcale go nie martwi.

Tak jak prowadząca do tego inwazja (to chyba adekwatne słowo) na Europę islamistów, którą uważa za słuszną konieczność. „»Porządek« ustanowiony po roku 1945 bezpowrotnie zapadł się w historię wraz z Murem Berlińskim. (…) Dziś żyjemy w świecie wielocentrycznym; brak w zasięgu wzroku mocy, które w pojedynkę lub koalicji byłyby zdolne lub chętne go znów »uporządkować«”. Dziś Bauman nie mówi już, że ten „porządek” – dopowiedzmy – sowiecki był wspaniały, a sam ochoczo go budował. Nas – Polaków i mieszkańców naszej części Europy – musi cieszyć, że ów „porządkowy” nie ma dziś siły do ponownego podboju. A Baumana? Jego zapewne cieszy coś zupełnie innego: że Polska i jej wymiar sprawiedliwości są zbyt słabe, aby postawić go przed sądem. Ale ktoś może spytać: Dlaczego właściwie ów „myśliciel” powinien zostać oskarżony, a nawet skazany? Przecież jest profesorem, uważanym przez środowiska lewicowo-liberalne za „autorytet”? Otóż Zygmunt Bauman, zanim zaczął być socjologiem, był… ubekiem. I gdyby Polska była normalnym (nie unurzanym w komunizmie) krajem z normalnymi (nie unurzanymi w komunizmie) sądami i prokuraturą, stanąłby przed sądem za wiele swoich w komunizm uwikłań. Za to, że pracował w sowieckiej milicji w Moskwie, która bezpośrednio podlegała NKWD. Potem za to, że był oficerem politycznym „ludowego” Wojska Polskiego, a na koniec agentem krwawej Informacji Wojskowej. Ale w dzisiejszym, prawie normalnym kraju powinien odpowiedzieć przynajmniej za jedno – służbę w nie mniej zbrodniczym Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego, o czym przesądza dokument z 1950 r.: „Przez 20 dni dowodził grupą, która wyróżniła się schwytaniem wielkiej ilości bandytów [członków polskiego podziemia niepodległościowego]. Odznaczony Krzyżem Walecznych”. I to jest wystarczający powód, dla którego mjr KBW Zygmunt Bauman powinien być dziś ścigany. Ta zbrodnia komunistyczna nie ulega przedawnieniu. A zatem IPN-ie, do dzieła!

Zobacz także: Wicemarszałek Sejmu do opozycji: WŚCIEKŁE MAŁPY