Na stronie głównej firmy czytamy hasło: "Nowa przestrzeń w Twoim domu". W środku dużo zdjęć z obozu: druty kolczaste, komory gazowe, krematoria, miejsca straceń. Bo KL Stutthof na Mierzei Wiślanej 36 kilometrów od Gdańska był jednym z najcięższych niemieckich obozów masowej śmierci w czasie II wojny światowej. I najdłużej działającym - od 2 września 1939 r. do 9 maja 1945 r. Powstał w celu "ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej" na terenie Pomorza Gdańskiego.
"Obóz jako obrazek nad łóżkiem? Przecież śmierć poniosło tu 65 tys. osób. Trudno to nawet komentować" - mówi Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof. To właśnie pracownik muzeum znalazł ofertę takich tapet na jednej z polskich stron internetowych. Czym prędzej do firmy skierowano protest, aby wszelkie materiały, czy to zdjęcia, czy filmy, których przedmiotem jest obozowy teren, obiekty i wystawy nie były rozpowszechniane lub publikowane w celach komercyjnych bez zgody Muzeum Stutthof.
Na stronie TVN 24 czytamy tłumaczenia firmy prowadzącej stronę, że są "zintegrowani z bankiem zdjęć, w którym są tysiące fotografii" i "nie są w stanie zawsze wszystkich zweryfikować". Firma obiecała zablokowanie zdjęć ze Stutthofu.
Dyrektor muzeum przyznaje, że ostatnio pewien mężczyzna próbował ukraść drzwiczki do pieca krematoryjnego, bo chciał mieć takie w swoim kominku. Inni przychodzą do tego miejsca kaźni w strojach plażowych czy wyprowadzają psy.
Jak temu zapobiec? Czym prędzej zmienić szkolne programy tak, aby młodzież uczyła się przede wszystkim najnowszej historii Polski i wychowania obywatelskiego. Bo czym skorupka za młodu nasiąknie...
Zobacz: Zbigniew Girzyński: Opłaca się zdradzać Kaczyńskiego