Brexit dzieli Europejczyków

i

Autor: Shutterstock Brexit dzieli Europejczyków

Susi Dennison komentuje Brexit: To nie rozwód, raczej separacja

2016-06-25 4:00

"Super Express": - Brexit stał się faktem. To koniec świata, jaki znamy? Susi Dennison: - Jakkolwiek dramatycznie to brzmi, rzeczywiście kończy się pewna epoka. Sama Wielka Brytania stoi w obliczu głębokich przemian. Głosowanie za Brexitem było czerwoną kartką pokazaną brytyjskim elitom. Cały ruch popierający wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej miał charakter silnie antyestablishmentowy.  

- Co ma pani na myśli?

- Brytyjczycy wyrazili w ten sposób swoje głębokie niezadowolenie z tego, jak funkcjonują lokalne usługi publiczne, frustrację z powodu polityki zaciskania pasa, którą wprowadzono w obliczu problemów gospodarczych i wreszcie oderwanie politycznych elit od społeczeństwa i ignorowanie przez nich jego potrzeb przez ostatnie 10-15 lat.

- Kwestie europejskie były nieco pobocznym wątkiem?

- Dla wielu stosunek do Unii Europejskiej był bardzo istotny, ale wydaje mi się, że kiedy emocje związane z referendum nieco opadną, wielu zrozumie, że problemów, za które Brytyjczycy winą obarczali Unię, nie da się rozwiązać samym wyjściem ze Wspólnoty. Myślę, że w najbliższym czasie frustracja będzie towarzyszyć nie tylko tym, którzy zagłosowali za pozostaniem w Unii, ale także tym, którzy Brexit poparli.

- Wielka Brytania już stoi w obliczu zmian politycznych. David Cameron zapowiedział, że zrezygnuje z funkcji premiera. Kto go zastąpi i jak to wpłynie na politykę na Wyspach?

- W łonie samej Partii Konserwatywnej czeka nas wybór nowego przywództwa i należy się spodziewać, że dojdzie teraz do głosu bardziej radykalne skrzydło. Wynik referendum na pewno wzmocni też pozycję Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa Nigela Farage'a. Bez wątpienia z politycznego punktu widzenia dobrze, że Cameron zamierza pozostawić swojemu następcy proces wychodzenia z Unii. Ktokolwiek przejmie po nim stery rządzenia, będzie miał niełatwe zadanie, by przeprowadzić Wielką Brytanię przez ten proces i wypełnić obietnice złożone w czasie kampanii na rzecz opuszczenia Unii Europejskiej.

- Nikt tak naprawdę nie wie, jak będzie wyglądać wychodzenie Wielkiej Brytanii z Unii. Czy będzie to raczej separacja z zerwaniem politycznych więzi, ale zachowaniem powiązań gospodarczych, czy raczej bolesny rozwód z fumami po obu stronach?

- Wiele jest w tej kwestii niepewności. Nie sądzę, żeby zarówno strona unijna, jak i brytyjska chciały, by ten proces przebiegał w jakiś gorszący sposób. Oczywiście unijni urzędnicy mówili jeszcze w czasie referendalnej kampanii, że jeśli Wielka Brytania opuści Unię, to ze wszystkimi tego konsekwencjami. Bez wątpienia dotychczasowe więzi gospodarcze trzeba będzie na nowo negocjować, ale wszyscy unijni decydenci podkreślają, że chcą, by Wielka Brytania pozostała bliskim partnerem Wspólnoty. Dlatego uważam, że - by użyć pańskiej metafory - nie będziemy mieli do czynienia z rozwodem, ale raczej separacją.

- Wielu Polaków mieszkających na Wyspach boi się teraz, że będą zmuszeni do wyjazdu. Zwłaszcza że władzę mogą przejąć ludzie wrogo do imigrantów nastawieni. Jest się czego bać?

- Władze podkreślają, że Europejczycy są dalej mile widziani, a Wielka Brytania chce zachować swój kosmopolityczny charakter. Na pewno nie będzie żadnych szybkich decyzji na temat warunków pobytu mieszkańców Unii na terenie Wielkiej Brytanii i na odwrót. Zajmie trochę czasu, zanim zostanie to ustalone. Wiele na pewno będzie zależeć od relacji, jakie Zjednoczone Królestwo ma z poszczególnymi krajami członkowskimi, i tego, jakie porozumienie w sprawie imigrantów zostanie wynegocjowane w rozmowach dwustronnych.

- Pojawiają się głosy, że dzięki referendum Davidowi Cameronowi uda się przejść do historii nie tylko jako burzycielowi Unii Europejskiej, ale także Zjednoczonego Królestwa. W końcu Szkocja i Irlandia Północna opowiedziały się za pozostaniem w UE, co niektórzy biorą za sygnał, że zechcą opuścić unię z Anglią. To realny scenariusz?

- Mieliśmy już wypowiedzi różnych szkockich polityków, którzy mówili, że decyzja o Brexicie, którą de facto poparła Anglia i Walia, nie jest reprezentatywna dla samej Szkocji. Mówiono o tym, że Szkoci zagłosowali w niedawnym referendum niepodległościowym za pozostaniem członkiem Zjednoczonego Królestwa tylko pod warunkiem, że pozostanie ono w Unii Europejskiej. Ponieważ Brexit staje się faktem, na pewno pojawi się presja, by przeprowadzić kolejne referendum.

- Podobnie jest w Irlandii Północnej?

- Po ogłoszeniu oficjalnych wyników referendum Sinn Fein (największa północnoirlandzka partia narodowa - przyp. red.) zabrała głos, mówiąc, że trzeba rozważyć przyszłość Irlandii Północnej w Zjednoczonym Królestwie. Nie zapominajmy też, że w Szkocji i Irlandii Północnej od lat 70. XX w. wzrosło poparcie dla członkostwa w Unii Europejskiej, dlatego też czwartkowe referendum rzeczywiście może postawić pod znakiem zapytania dalsze losy Wielkiej Brytanii.

- Jak, pani zdaniem, Brexit wpłynie na samą Unię Europejską? Zacznie zmierzać ku rozpadowi, czy może w obliczu problemów należy oczekiwać większej integracji?

- Chciałabym wierzyć, że Unia mimo wszystko wyjdzie z tego silniejsza i państwa członkowskie zachowają na tyle rozsądku, by wspólnie przetrwać burzę, którą wywołał Brexit. Niemniej już widać, że referendum zwiększy presję ze strony populistycznych partii na dezintegrację Wspólnoty. Front Narodowy we Francji, Liga Północna we Włoszech, Partia Wolności w Holandii, Wolnościowa Partia Austrii czy Alternatywa dla Niemiec z uznaniem zareagowały na Brexit i już żądają referendów w swoich krajach. Należy się spodziewać, że brytyjskie referendum w najbliższych latach będzie odbijać się Europie czkawką i wprowadzi do kontynentalnej polityki wiele chaosu. Może się okazać, że pomoże ono złapać wiatr w żagle europejskim populistom i przejąć władzę w swoich krajach. Bez wątpienia Unię czeka naprawdę trudny czas.

- Dziś w Berlinie spotykają się ministrowie spraw zagranicznych państw założycielskich Unii. Czy to oznacza, że w tym wąskim gronie zaczną zapadać decyzje co do przyszłości Wspólnoty? Jak nigdy wcześniej grozi nam Europa dwóch prędkości?

- Myślę, że jest jeszcze zbyt wcześnie, żeby coś takiego stwierdzić. Niemniej w najbliższych miesiącach te sześć państw na pewno stanie się teraz siłą napędową Unii Europejskiej zarówno w kwestii reakcji na Brexit, jak i kwestii reform Unii jako całości. Wydarzenia w Wielkiej Brytanii i podobne nastroje w innych krajach członkowskich każą bowiem przemyśleć projekt europejski i to z tej szóstki będą wychodzić pomysły, jak zmienić Unię tak, by odpowiedzieć na niewątpliwy kryzys, w którym się znalazła.

Zobacz: Dr Paweł Kowal: Otwiera się dyskusja, na której możemy tylko stracić