Tomasz Terlikowski

i

Autor: East News

Tomasz Terlikowski: Już wcześniej chodził po zachodnich mediach

2015-10-05 4:00

Wywiad z Tomaszem Terlikowskim.

"Super Express": - Czym motywowana była nagła aktywność księdza Krzysztofa Charamsy - najpierw tekst w "Tygodniku Powszechnym", potem wyznanie, że jest gejem?

Tomasz Terlikowski: - Wszystko wskazuje na to, że nie była to nagła sytuacja. Ksiądz do swego wystąpienia przygotowywał się od bardzo dawna. Wiemy, że już wcześniej zgłaszał się do różnych zachodnich mediów, proponował wywiady. Nie jest przypadkiem, że dziś wywiad z ks. Charamsą ukazuje się i we "Wprost", i w "Newsweeku".

- Tym bardziej - jaki był powód tego wystąpienia?

- Był bardzo przykry, ale dość banalny. Ksiądz z problemami, bardzo emocjonalny i z problemem homoseksualnym, w pewnym momencie traci wiarę, bo nie myśli już na pewno jak katolik - to wynika wprost z jego wypowiedzi. Zaczyna sobie szukać miejsca w świecie. Uznaje, że bycie homokaznodzieją to dobry model życia. Przy okazji wyda jakąś książkę, w której obnaży "coś" - kawałek swojej historii, zapewne jakiś fragment rzeczywistości lawendowej mafii w Stolicy Apostolskiej, przy okazji zarobi na tym kasę. Ja wielkiego dramatu ludzkiego tu nie widzę, jeśli już, to dramat utraty wiary i odstępstwa. Ale też pomysł na to, jak załatwić sobie w miarę wygodne nowe życie. Będzie objazdowym homokaznodzieją, będzie jeździł po mediach w Polsce, Stanach Zjednoczonych, Hiszpanii i wielu jeszcze miejscach, będzie przedstawiany jako wybitny bohater. W rzeczywistości jest biednym, skrzywdzonym przez samego siebie człowiekiem, który będzie jednak trzepał na tym kasę.

- Ale to wszystko dzieje się w nieprzypadkowym momencie - u progu synodu na temat rodziny. Polska delegacja jedzie tam z mocnym przesłaniem - non possumus, żadnych ustępstw w sprawach nauczania Kościoła w tej kwestii. W tym momencie polski kapłan oznajmia, że jest gejem...

- To już całkiem osobna kwestia. Nie ulega wątpliwości, że moment na wygłoszenie deklaracji został wybrany celowo. Było to korzystne z punktu widzenia zarówno PR księdza Charamsy, jak i PR homolobby kościelnego, które, myślę, miało swój udział w tym, co się stało. Natomiast z perspektywy polskiej to nie jest wielki dramat. Ks. Charamsa był kapłanem watykańskim, od lat pracował w watykańskich instytucjach, nie w Polsce. Jeśli historia ta jest na coś dowodem, to na to, że w Kurii Rzymskiej homolobby działa. O czym zresztą kilka lat temu z księdzem Isakowiczem-Zaleskim powiedzieliśmy wprost. Za co zostaliśmy obaj bardzo mocno zaatakowani, skrytykowani, uznani niemal za zdrajców.

- Wychodzi na to, że mieliście rację?

- Mieliśmy rację, jednak istotniejsze jest też to, że rację miał Ojciec Św. Benedykt XVI, gdy przyjął bardzo mocne rozporządzenia zakazujące wyświęcania osób o zakorzenionej trwałej skłonności homoseksualnej. Niestety, widzimy też, że te rozporządzenia nie zostały w wystarczającym stopniu wprowadzone w życie, co więcej, nie wyciągnięto wniosków w stosunku do już wyświęconych kapłanów. Deklaracja ta miała na celu uleczenie skandali seksualnych w Kościele - przypomnijmy, że zdecydowaną ich większość stanowią skandale homoseksualne wobec dorastających chłopców. Po drugie jednak, deklaracja Benedykta XVI to także przypomnienie, że homoseksualizm jest nieuporządkowaniem i niedojrzałością. A niedojrzały, nieuporządkowany mężczyzna nie może zostać kapłanem. Jeśli jednak został wyświęcony, orientacja homoseksualna powinna być podstawą do unieważnienia sakramentu małżeństwa. W przeciwnym razie z takim niesmacznym show będziemy mieli do czynienia częściej. Natomiast polscy biskupi mają rację - non possumus dla homoherezji. W przeciwnym razie ksiądz Charamsa stanie się normą w Kościele. W tej chwili na szczęście jest jedynie patologią.