Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Barbarzyńcy w ogrodzie

2016-08-04 12:01

Powyższy tytuł nawiązuje oczywiście do słynnej książki Zbigniewa Herberta, w której on – przybysz z peryferii Europy – opisywał swoje spotkania ze skarbami zachodniej kultury. Wyraził w nim przekonanie, że jako wschodnioeuropejski intelektualista, przedstawiciel miejscowych elit, nie do końca jest godzien z nimi obcować.

Współczesne polskie elity takich kompleksów nie mają. W ogóle wydają się z siebie bardzo zadowolone i barbarzyńcami już się nie czują. W swoim poczuciu wyższości w tej roli obsadzają zwykłych Polaków, którzy nie dorośli do tego, by w ogrodzie gościć. Ich miejsce nadal jest bowiem w pańszczyźnianych czworakach, gdzie polski „cham” skutecznie izolowany jest od „pana”.

Ludzie mieniący się elitą tego kraju ubolewają, że „Hunowie” przekroczyli granice ich wysublimowanej cywilizacji, której bastiony do niedawna były np. w popularnych nadbałtyckich  kurortach. Czytam choćby kuriozalny tekst w ostatnim „Newsweeku”, by dowiedzieć się, że przez 500+ biedota szturmuje plaże i ośrodki wczasowe. Że przez te 500 zł na dziecko przyjeżdżają ze swoją rozpustą i złym gustem. Że defekują gdzie popadnie, zaczadzając świeże nadmorskie powietrze. Owszem, nie brakuje takich wczasowiczów, ale przecież nad Bałtyk nie przyjechali w tym sezonie. Zresztą nie tylko nad Bałtyk. Ekscesy urlopowiczów zdarzają się w każdym kraju pod każdą szerokością geograficzną. Tłumaczenie ich programem społecznym to wyraz zwykłych uprzedzeń klasowych. Nie pierwszych zresztą wyrażanych przez elitarystyczne media. Przecież gdzie indziej można przeczytać, że za te 500+ polski prymityw kupuje samochody, zamiast inwestować w przyszłość dzieci. Że pije na umór i nie chce już pracować. Bo przecież polski cham musi jeździć komunikacją miejską, jest pijakiem i leniem, któremu obca jest etyka pracy.

Nasze wyrafinowane elity pomstują, że Polacy zbyt stereotypowo patrzą na uchodźców z Bliskiego Wschodu. Że kojarzą ich wyłącznie z terroryzmem, robactwem, które przenosi choroby oraz niższą kulturą. Jednocześnie jednak w ten sam sposób patrzą na swoich rodaków, którzy w ich przekonaniu nie dorośli do wolnego rynku i kapitalistycznego współzawodnictwa pracy. Jedyne, na co ich stać, to roszczeniowość wobec państwa i resentyment wobec bogatych, którzy – cytując pewnego demiurga polskiego biznesu – wstają wcześniej, więcej się uczą i więcej ryzykują. Nie to, co ta hołota, która ślini się na 500+.

Oczywiście, ten rasizm klasowy nie jest wynalazkiem ostatnich miesięcy. Towarzyszy nam od zarania III RP. Od zawsze był dla naszych elit z awansu społecznego sposobem na uwiarygadnianie się we własnych oczach jako cr?me de la cr?me polskiej barbarii, wytłumaczeniem wstecznictwa polskiego społeczeństwa i metodą na ujarzmienie jego buntu. Czasy się jednak zmieniły. „Murzyni” III RP wypowiadają swoim kolonialnym panom posłuszeństwo, odrzucając ich przewodnią rolę w państwie. I dokąd ci nie wyleczą się ze swojej rasistowskiej retoryki, będą się dziwić, że nikt nie chce budować Polski na ich obraz i podobieństwo.