Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Dobre PKB, złe PKB

2017-05-18 4:00

Tomasz Walczak, dziennikarz działu Opinie "Super Expressu". Dobre PKB, złe PKB.

Kiedy pod koniec zeszłego roku zaczęły spływać dane na temat niższego, niż zakładano, wzrostu PKB, politycy PiS bagatelizowali sprawę, twierdząc, że to nie jest najważniejszy wskaźnik świadczący o dobrobycie. Teraz, kiedy tempo wzrostu poszło w górę, znów zakochali się w PKB i zachwalają swój gospodarczy geniusz.

Oczywiście, trzeba oddać PiS, że dane o gospodarce są dobre, a świętym prawem rządzących jest przypisywanie sobie zasług za wszystko, co pozytywne, i dystansowanie się od tych złych. Tak samo jak opozycja może sobie psioczyć, że 2,7 proc. wzrostu PKB za zeszły rok to katastrofa, która wróży upadek Polski, lub mówić, że te 4 proc. to tylko cisza przed burzą, bo jak przyjdzie co do czego, to i tak wszystko runie.

Prawda jest natomiast taka, że PKB nie warto fetyszyzować, bo jak to mówi stare powiedzenie: jest kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka. Oczywiście łatwiej powiedzieć, niż zrobić, bo od zakończenia II wojny światowej żyjemy w świecie absolutnego dyktatu PKB. To na podstawie danych o nim mierzy się siłę gospodarek i podejmuje decyzje inwestycyjne. Chociaż bożek PKB ma się dobrze, warto w końcu się z nim pożegnać, bo to bardzo zwodnicza statystyka. Po pierwsze, jest coraz mniej dokładnym narzędziem poznawczym. Powstał w dwudziestoleciu międzywojennym, czyli w czasie dominacji przemysłu jako głównej gałęzi gospodarki. Nieźle mierzy produkcję przemysłową, ale dużo gorzej radzi sobie z oceną wartości sektora usług. A to usługi w świecie Zachodu są dziś siłą napędową procesów gospodarczych. W Polsce to już 2/3 gospodarki. Co więcej, PKB nie mierzy szarej strefy i nieodpłatnej pracy - choćby opieki nad dziećmi przez matki, które decydują się zostać w domu, a nie wracać do pracy, czy dziadków odciążających opiekę przedszkolną i żłobkową.

Do tego fetyszyzacja PKB sprawia - a byliśmy tego świadkami w Polsce - że poza nim ekonomiści nie dostrzegają wielu zjawisk, które wpływają na standard życia obywateli. Skoro PKB rośnie, to znaczy, że wszystko gra. A tymczasem jeśli jakieś państwo - jak choćby Polska - nie posiada lub posiada szczątkowe mechanizmy redystrybucji owoców wzrostu gospodarczego, korzysta z nich tylko garstka. Ale tego już w statystyce wzrostu gospodarczego nie widać, a skoro tak, to nie ma problemu. To zaślepienie doprowadziło do ruiny rząd PO-PSL, który widział las, a nie widział drzew.

Te ograniczenia warto znać, żeby za bardzo wskaźnikami PKB się nie podniecać.

ZOBACZ: Rząd PiS: Rekordowo niskie bezrobocie. W kwietniu jedynie 7,7 procent