Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny Tomasz Walczak

Tomasz Walczak: Niech plusy nie przesłonią nam minusów

2015-10-08 4:00

A więc dokonało się. Dawno nie było tak dobrze - ogłosił minister pracy, przedstawiając szacunkowe dane dotyczące bezrobocia. Wyliczenia resortu wskazują, że we wrześniu Polska zanotowała jednocyfrowe bezrobocie: 9,9 proc. A przecież jeszcze dwa lata temu wynosiło ono 13 proc. - triumfuje rząd. I nawet można by składać ręce do oklasków, poklepywać Władysława Kosiniaka-Kamysza po plecach i otwierać szampana. Można by, gdyby nie fakt, że niewiele to wszystko zmienia. Bo skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?

Rekordowo niskie bezrobocie wcale nie oznacza, że Polakom żyje się lepiej. Stopa bezrobocia przestała być głównym wyznacznikiem sytuacji na rynku pracy, bo liczba miejsc pracy wcale nie idzie w parze z ich jakością. A jakość to sprawa kluczowa. Co z tego, że ludzie mają gdzie pracować, skoro nadal mają poważne problemy z utrzymaniem siebie i swoich rodzin. W siłę rośnie grupa pracujących biednych, czyli osób, które niby zarabiają, ale na tyle mało, że dopięcie budżetu domowego dla wielu z nich jest wyzwaniem ponad ich siły. Niskie płace, które nie pozwalają na godne życie, najbardziej uelastyczniony w Unii Europejskiej rynek pracy, którym rządzą umowy śmieciowe i coraz powszechniejszy, wyzysk sprawiają, że polski kapitalizm coraz bardziej przypomina swoje wynaturzone, XIX-wieczne wcielenie. Polak przestaje być pracownikiem, a staje się siłą najemną, będącą na łasce i niełasce pracodawców. Luksusem i szczytem marzeń nie jest już wysoka pensja, ale fakt, że ktoś zatrudniony jest na umowę o pracę. Doszło do takiego absurdu, że pewna znana sieć lokali typu fast food kusi swoich pracowników nie dobrymi zarobkami, ale umowami o pracę właśnie. Coś, co przez dekady było normą, stało się zbytkiem łaski pracodawców.

Nie dziwi więc, że sfera ubóstwa w naszym kraju nadal jest ogromna. Że jesteśmy jednym z tych narodów Unii Europejskiej, który ma najniższe oszczędności. Wyprzedzają nas nawet Bułgarzy, którzy uważani się za unijnych pariasów. Że przepaść między najbogatszymi i najbiedniejszymi coraz bardziej się powiększa. No bo jak tu się dorobić, kiedy trzeba się zapożyczać, by przeżyć od wypłaty do wypłaty? I to wszystko przy niskim bezrobociu i stale rosnącym PKB, które to dane tak lubią fetyszyzować rządzący. Na ich szczęście społeczeństwo bardziej oburza brak batoników i napojów gazowanych w sklepikach szkolnych niż jego skandaliczna sytuacja materialna. Mogą spać spokojnie, że nikt, przynajmniej na razie, nie przyjdzie po nich z widłami.

Czytaj też: Leszek Miller: Arka Noego