Tomasz Walczak

i

Autor: Artur Hojny

Tomasz Walczak: Niech się Putin zbroi

2016-05-29 17:43

Władimir Putin lubi stroić się groźne miny. Taki los przywódcy kraju, który dzięki swemu władcy marginalizuje się na arenie międzynarodowej i który swoją potęgę musi udowadniać pohukiwaniem na lewo i prawo. Ostatnio odgrażał się, że Rosja jest zmuszona wziąć na cel Polskę, bo na jej terytorium Amerykanie budują elementy tarczy antyrakietowej, które Moskwa uznaje – bo musi – za wrogie działania.

Czy bać się gróźb Putina? Poza symbolicznym wymiarem, niewiele one znaczą. Jasne, że lepiej, gdy rosyjskie rakiety nie są wycelowane w Polskę, ale czy realnie stwarzają one zagrożenie? Otóż nie. To tylko element wojny psychologicznej. Na niektórych ona działa, na niektórych nie. Należę do tej drugiej kategorii.

Zgodnie ze słynnym bon motem Marksa, historia lubię powtarzać – raz jako tragedia, raz jako farsa. Putin, na własne życzenie wplątując się w nową zimną wojnę z Zachodem, podąża śladem swoich poprzedników z KC KPZR. Mierzy rakietami w państwa Zachodu, przestawia niewydolną gospodarkę na tryby wojenne, by rozbudować i unowocześnić swoją armię, która mimo swojej liczebności jest słaba i zacofana. Miliardy rubli idą więc we produkcję sprzętu, który rzadko bywa nowoczesny, a najczęściej jest wprowadzeniem do użytku technologii opracowanych jeszcze w Związku Radzieckim.

Nawet jeśli Rosja inwestuje dziś niebotyczne kwoty w wyposażenie armii, które jest nowocześniejsze od zachodniego, nie powinno nas to raczej martwić. Wracając do słów Marksa i powtarzaniu się historii – oto zbrojenie się i pozostawianie niewydolnej gospodarki cywilnej samej sobie, powtarza tragiczny dla ZSRR scenariusz. Co z tego bowiem, że sowieci pod koniec zimnej wojny mieli najnowocześniejszą flotę atomowych okrętów podwodnych na świecie, skoro nie było ich stać na jej utrzymanie? Dziś z tej floty pozostało w dużej mierze cmentarzysko rdzewiejących wraków.

Może Putin tego nie rozumie, ale nie da się utrzymać wielkiej armii przez państwo, które ma słabiutką gospodarkę. I to gospodarkę zależną od własnych wrogów. Putin może machać szabelką, ale wystarczyłoby kilka decyzji przywódców Zachodu, by Rosję doprowadzić do ruiny, zanim swoją polityką zrobi to sama Moskwa. To, że tego nie robią, jest wyłącznie ich dobrą wolną i dość naiwną wiarą, że Putina można ucywilizować, nie zaostrzając kursu wobec niego. Ale pomijając pomoc Zachodu w utrzymaniu się Władimira Władimirowicza u władzy, to jego autodestrukcyjna polityka wydawania pieniędzy, których nie ma, na zbrojenia i prowadzenia wojen ekspedycyjnych w Syrii czy na Ukrainie, powinna nas raczej cieszyć niż martwić. Jego reżim w ten sposób szybciej dokona żywota. Szkoda tylko zwykłych Rosjan, których przywódcy znów fundują im ekstremalną szkołę przetrwania. Ta powtórka z rozrywki nie będzie farsą, ale prawdziwą tragedią.