Wiesław Gałązka

i

Autor: archiwum prywatne

Wiesław Gałązka: Trzeba myśleć, co się mówi, a nie mówić, co się myśli

2016-03-22 3:00

"Super Express": - Najpierw prof. Zybertowicz sugerował, że KOD to element rosyjskiej wojny hybrydowej przeciwko Polsce. Teraz Beata Kempa komentuje, że wizyta amerykańskich senatorów w Polsce to nowy etap interwencjonizmu - zamiast żołnierzy obcy kraj przysyła do nas polityków. Jakby tego było mało, ciągle słyszymy z ust polityków PiS o knuciach Berlina i Brukseli. Cały świat jest przeciwko nam, czy to tylko projekcja partii rządzącej? Wiesław Gałązka: - Przyznam, że zdroworozsądkowemu człowiekowi trudno pojąć takie twierdzenia, zwłaszcza jeśli padają z ust ludzi, którzy mają ogromny wpływ na postrzeganie Polski na arenie międzynarodowej. Pozwalając sobie na takie uwagi, rząd utrudnia sobie rozmowy z innymi krajami. Co więcej, rządzący dają powody do kpin nie tylko z siebie, ale z polskiego społeczeństwa. Coraz częściej śmieją się z nas za granicą, że wybraliśmy sobie taką ekipę. Nie jest to więc język, którym powinni posługiwać się ludzie na tak wysokich stanowiskach. Od rządzących trzeba wymagać, by myśleli, co mówią, a nie mówili, co myślą.

- Można podejrzewać, że większość polityków PiS, która opowiada takie rzeczy, wcale tak nie myśli. To raczej cyniczna gra. Ale gra na co? Na utwardzenie elektoratu?

- Jest to pewna próba wytłumaczenia mu, że nie wiedzie się nam nie dlatego, że jesteśmy nieudolni, ale dlatego, że złe siły sprzysięgły się przeciwko nam. Zresztą większość słów rządzących wypowiadanych na arenie międzynarodowej czy też odnoszących się do spraw zagranicznych, skierowana jest przede wszystkim do Polaków. Chcą pokazać, jacy są twardzi i że żadna Bruksela czy Waszyngton nie będą im niczego dyktować.

- To skuteczny PR?

-Trudno to nazwać zarządzaniem wizerunkiem państwa i rządu. To ordynarna propaganda, w której gloryfikuje się swoich i zohydza obcych. W PR wszystko powinno być oparte na prawdzie, by na jej bazie budować w innych szacunek, zaufanie i sympatię do siebie. Propaganda wprost przeciwnie - manipuluje wyłącznie emocjami. I PiS właśnie to robi.

- Na ile taka propaganda może być skuteczna? Na pewno gra na strunach, które miło brzmią dla ucha przekonanych już do PiS wyborców, ale ten elektorat nie daje strategicznej przewagi.

- PiS wydaje się, że już na dobre kupił sobie wyborców programem 500 plus. Ale to nie do końca prawda. Obecne emocje wielu Polaków, którzy popierają PiS, wcale nie wynikają z jakiejś szczególnej sympatii do tej partii, ale z ogromnego zawodu i niechęci do arogancji i buty poprzedniej władzy. W tej sytuacji na pewno te 500 zł na dziecko ma swój czar. Ludzie na razie nie patrzą na drogę, ale na czubki butów. Nie interesuje ich, że polityka PiS może się skończyć kryzysem gospodarczym czy próbą ograniczenia ich wolności.

- Na ile PiS wystarczy paliwa, by nie zrażać do siebie wyborców swoimi fobiami?

- Wydaje mi się, że tylko kryzys, który wielu ludzi uderzy po kieszeniach. Jeśli nie, to daję PiS cztery do nawet ośmiu lat rządzenia.

- Czyli śmieszność PiS nie grozi? I czy w ogóle we współczesnej polityce można jeszcze narazić się na śmieszność?

- Cóż, Napoleon stwierdził kiedyś, że od wzniosłości do śmieszności jest tylko jeden krok. Ale wtedy była jeszcze jakaś godność. Dziś tej godności, zwłaszcza w polityce, brakuje i ośmieszenie się nie jest już czymś tak strasznym. Ba! Pewne zachowania czy wypowiedzi nie są już ośmieszające. To po prostu głoszenie swoich racji. Biorąc pod uwagę nastroje społeczne, dziś polityka może skompromitować tylko to, że nie jest etnicznym Polakiem lub jest homoseksualistą. Przykład Roberta Biedronia w Słupsku to tylko wyjątek potwierdzający regułę.

Zobacz: Prof. Richard Pipes: Rząd Prawa i Sprawiedliwości jest autokratyczny