Wiktor Świetlik

i

Autor: Piotr Piwowarski

Wiktor Świetlik: Stosunki w cieniu zagłady

2017-04-20 4:00

Kiedy piszę te słowa, naszą planetę właśnie mija ogromna asteroida, o której dowiedziałem się, rzecz jasna, dzięki uprzejmości nieocenionego w takich sprawach "Super Expressu". Szczęśliwie 650-metrowy kamor nie uderzy w naszą planetę, nie strąci stacji kosmicznej MIR ani nie sprzątnie nam z nieboskłonu Księżyca.

Nie ma też żadnych przesłanek, by spodziewać się, że kosmiczny głaz zamieszkuje jakaś mordercza bakteria bądź inna wroga forma życia, jak w granym właśnie w kinach filmie "Life", która korzystając z bliskości, dokona inwazji na Ziemię. Nic z tego nie będzie. Ale zastanawia mnie jednak, co by było. Co by było, gdyby asteroida zmierzała prosto na nas, leciała do centrum Warszawy, niosąc perspektywę nieuchronnej zagłady?

Myślę, że wszystko byłoby po staremu, a nawet bardziej. Minister Waszczykowski potępiłby złowieszczy obiekt kosmiczny za to, że jak zawsze wali prosto w Polskę, a nie w Niemcy, Rosję czy choćby Holandię. KOD-owcy i Platforma wyraziliby opinię, że kataklizm nastąpi na skutek tragicznej polityki PiS, która skłóciła nas nie tylko z Europą, ale i z Kosmosem. Magdalena Środa wyraziłaby radość, że asteroida wybije księży, Tomasz Terlikowski triumfowałby nad homoseksualistami i ateistami, mówiąc: "A widzicie". Karnowscy z Sakiewiczem jeszcze bardziej pokłóciliby się o Misiewicza. Jarosław i Jacek Kurscy stwierdziliby krótko: "To przez brata". A Sławomir Jastrzębowski na złość lewaczkom wycisnąłby dwieście na klatę. Mówiąc krótko, ostatnie dni ludzkości niczym by się specjalnie nie różniły od pozostałych.

W książce "Kronika wypadków miłosnych" Tadeusza Konwickiego i w filmie o tym samym tytule zawsze robiła na mnie wrażenie scena, w której para zakochanych maturzystów gzi się na podwileńskiej łące (a także nieskutecznie truje), podczas gdy niemieckie samoloty startują już do bombardowania Polski i brzmi alarm wojenny. To jeszcze mogę zrozumieć, a nawet w pełni zrozumieć. Hormony to hormony. Tyle że nasi politycy, dziennikarze i wszelkiej innej maści autorytety w obliczu nadlatujących bomb i apokalipsy nie zajmowaliby się przyjemnościami cielesnymi, ale wzajemnie by na siebie bluzgali z byle powodu. Cóż, niektórzy widać zadowalają się w inny sposób niż wspomniana młodzież. Jules Evola, zapomniany już dziś filozof, mawiał, że pójdzie z butelką wina na wzgórze, by oglądać z niego śmierć Zachodu. Gdybym miał wybierać, to chyba jego metoda byłaby mi najbliższa. Ewentualnie rozwiązanie stosowane przez bohaterów Konwickiego.

Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: PO: 500 plus tylko dla kobiet, które pracują?