Włodzimierz Czarzasty: Powitanie Tuska w Warszawie tylko go ośmieszyło

2017-04-20 4:00

- Jan Paweł II był dla mnie autorytetem, choć nie we wszystkim - mówi przewodniczący SLD.

"Super Express": - Jak się podobała panu akcja przywitania Donalda Tuska w Warszawie?

Włodzimierz Czarzasty: - Śmieszy mnie to. Myślałem bowiem, że PO odchodzi już od takich aroganckich eventów. Szanując pana Donalda Tuska - bo uważam, że robi dużo dobrego dla Polski - dziwię się, że pozwala sobie na coś takiego.

- A tak zupełnie poważnie - to próba pokazania, że Tusk jest dla PO kimś niezwykle ważnym? Kto wie, czy nie jest jedyną osobą, która jest w stanie walczyć, a nawet wygrać w wyborach prezydenckich?

- PO pewnie tak myśli, ale czy to oznacza, że powinna zachowywać się w sposób niepoważny? Myśli pan, że Polacy dobrze to ocenią, iż kiedy był premierem, trzy razy w tygodniu latał do domu samolotem, a teraz nagle po raz pierwszy w życiu jedzie pociągiem?

- Muszę się z panem zgodzić, że to dość śmieszne, ale równie śmieszne są kontrakcje.

- Przed chwilą wszyscy śmialiśmy się z akcji przywitania pani Beaty Szydło na lotnisku.

- Ja zachowałem powściągliwość.

- Ja nie. Mamy zbyt mało autorytetów i nie ma co Tuska tak bezlitośnie ośmieszać. Przecież za chwilę zacznie się akcja pod hasłem: "Każdy przyzwoity człowiek musi witać Tuska". To wszystko przypomina mi złe czasy Platformy, kiedy była partią arogancką. Teraz próbują o tym wszystkim zapomnieć, budując narrację, że 8 lat ich rządów było fantastycznych i złoty orzeł tych fantastycznych rządów przyfruwa teraz do stolicy naszego pięknego kraju. Ja tego nie kupuję.

- A mamy w ogóle jakieś autorytety w polityce?

- Jest kilka takich autorytetów, ale niestety większość z nich już nie żyje. Jeśli myślimy o ludziach, którzy łączą - a w czasach, kiedy Polska rządzona jest przez konflikt, to cenne - to będą nimi Tadeusz Mazowiecki, Władysław Bartoszewski, Józef Oleksy czy Jan Paweł II.

- Jan Paweł II był dla pana autorytetem?

- W jednych sprawach był, w drugich nie. Nie ma postaci jednoznacznych. Są okresy w życiu, które można chwalić, i takie, które można ganić. Niezauważanie przez Jana Pawła II i tolerowanie fali pedofilii w Kościele jest złym elementem jego biografii.

- Chce pan pochwalić PiS, że pozbył się Misiewicza?

- Trzeba pochwalić, chociaż nie wynika to z racjonalnych działań tej partii, ale z walki dwóch samców alfa. Jeden samiec nazywa się Macierewicz, a drugi Kaczyński. Kaczyński zaczął zagryzanie Macierewicza i tyle. Misiewicz był nikim. Rozwydrzony gówniarz, w którego sprawie wypowiada się prezydent, premier i kilku ministrów 38-milionowego kraju, zarząd największej partii i na końcu jakaś komisja złożona z wicemarszałka Sejmu i szef służb? To miara idiotyzmu. I jeszcze wszystkie media to komentują.

- Powiem panu, dlaczego to komentujemy: bo chodzi o wspominany przez pana konflikt wewnątrz partii rządzącej. Macierewicz chciał pokazać Kaczyńskiemu, że jemu wszystko wolno i nic nie można mu zrobić?

- Ale co? Macierewicz za to przeprosił?

- Brudziński przeprosił. Wyszedł i powiedział: "Przepraszamy wszystkich za tę żenadę, którą państwo oglądali".

- Powinien dodać, że przeprasza za żenadę, którą sam zrobił.

- Brudziński nie zrobił.

- Jak pan posłucha, co na temat pana Misiewicza mówiono w PiS jeszcze dwa tygodnie temu do momentu, kiedy przyszedł sygnał, żeby czyścić.

- Kiedy z ludźmi z PiS rozmawiałem, nie byli zadowoleni. Oficjalna narracja była jednak taka: "Zobaczymy".

- Mówili: "zdolny człowiek". A to marna karta tej partii. Uważam zresztą, że PiS szybko zbliża się do momentu, kiedy zacznie mu realnie spadać poparcie Polaków. Teraz jeszcze się odbije, ale następnym razem, kiedy mu spadnie, to już na dobre.

- Dlaczego się odbije?

- Wydaje mi się, że ludzie przyjmą powitanie Tuska nieciekawie. Pomyślą sobie, że znowu się wygłupiają. I to ci sami ludzie, którzy podwyższali nam podatki, chociaż obiecywali, że obniżą, którzy zrobili wiele złego, a dziś podnoszą głowy.

- A jak się cała ta afera z Misiewiczem skończy?

- Wojną na pisowskiej górze i wyrzuceniem Macierewicza.

- Macierewicz ma swoich ludzi, jest dobrze ulokowany w środowisku PiS.

- Poziom nienawiści w nim jest teraz ogromny. To ona go napędza.

- Macierewicza napędza nienawiść?

- Tak, po wyrzuceniu osoby, która była dla niego tak bliska. Walczył o Misiewicza do ostatniej kropli krwi. Myślę, że chętnie by się zemścił teraz na tych, którzy tak bliskiego mu człowieka, potrzebnego jak tlen do życia, mu odsunęli.

- Macierewicz może tworzyć swoje struktury?

- To się nie uda. Wszyscy ci, którzy odchodzą z partii, marnie kończą.

- Chce pan powiedzieć o Jońskim, który odszedł od pana?

- Nie komentuję odejść, ale po raz pierwszy to zrobię. To drugie jego odejście. Pierwsze było mentalne jakiś rok temu.

- Co to znaczy, że odszedł mentalnie?

- Płacił składki, ale nie był duchem z SLD.

- Bo go pan nie chciał.

- Te czasy, kiedy ktoś kogoś nie chciał w partii i wyrzucał, już minęły. Ja nie mam na to ochoty. Pan Joński uznał rok temu, że pójdzie inną drogą, a teraz to przypieczętował. Za wspólne czasy mu dziękuję, a przyszłość pokaże, kto miał rację.

- Czy będziecie się łączyć z partią Razem i Zandbergiem?

- Nie ma wrogów na lewicy. Zapraszam zarówno pana Zandberga, jak i pana Jońskiego oraz wielu innych ludzi, którzy poszli swoją drogą, do współpracy. To, co mnie martwi, to fakt, że pan Zandberg ciągle tę współpracę odrzuca i zachowuje się tak, jakby lewica powstała w dniu powołania do życia partii Razem, a pierwszy działacz lewicowy, jaki się urodził, to pan Adrian Zandberg. Tak nie jest. A ja jestem cierpliwy, bo SLD chce i musi być mądre.

Zobacz: Sławomir Jastrzębowski: PO: 500 plus tylko dla kobiet, które pracują?