- Była śliczna i ufna. Przeciągała się na kanapie, bawiła frędzelkami kocyka, łasiła do do ludzi. Teraz nie żyje... - pani Anecie łamie się głos. Kiedy Roksi wyskoczyła przez okno i przepadła bez śladu, jej pani odchodziła od zmysłów. Szukała, rozwieszała plakaty, pytała sąsiadów i nieznajomych przechodniów. Na próżno. Aż podczas spaceru, na mostku koło przedszkola przy ul Podgórze, usłyszała żałosne miauczenie.
- To była ona. Leżała w swoich wymiocinach, z odbytu wychodziły robaki. Widok był wstrząsający - relacjonuje pani Aneta. Owinęła konającego kota w sweter i pobiegła do kliniki weterynaryjnej. Tam okazało się, że kot ma w żołądku baterię AA! Zdążyła się już częściowo rozpuścić, a żrący kwas zdemolował wnętrzności. Roksi nie można już było pomóc. Zdechła w potwornych męczarniach.
- Z moich ustaleń wynika, że była przetrzymywana przez dziewięć dni, aż zaczęła konać i przestała być atrakcją dla oprawcy. Wówczas ją wyrzucił - mówi Aneta Rygliszyn. Sprawę zgłosiła policji, wyznaczyła też 1500 zł nagrody dla tego, kto wskaże mordercę Roksi.
Zobacz: Pies SPŁONĄŁ żywcem ratując dziecko! Poznaj historię bohaterskiego kundelka