Trzeba przyznać, że fałszywy profesor miał niebywały tupet, a zarazem wiele szczęścia, że tak długo uchował się na wolności. Grasował na poznańskich uczelniach, w tym na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Swoim ofiarom obiecywał pomoc w zdawaniu egzaminów i opiekę podczas studiów. Mało tego - wybierał co ładniejsze studentki i przeprowadzał na nich "badania" - w uniwersyteckich salach przyklejał na ich nagie ciała mokre karteczki i badał puls. A przy okazji obmacywał i nakłaniał do seksu.
Nie wiadomo, ile w sumie kobiet padło ofiarą "profesora". Możliwe, że było ich nawet kilkaset. Prokuratura uważa, że przynajmniej jedna została przez niego zgwałcona. Mężczyźnie grozi 12 lat więzienia.