To była wspaniała jednostka OSP. Najdzielniejsza z dzielnych. Zawsze gotowa, zawsze punktualna, zawsze ofiarna. Aż w kwietniu podczas akcji jej stary wóz bojowy rozpadł się tak, że już nie opłacało się go reperować.
- Koszty naprawy przekraczały jego wartość - tłumaczy naczelnik Andrzej Waszczuk (49 l.) i opisuje, jak działają teraz. Kiedy przychodzi alarm, jak dawniej pędzą do strażnicy, wskakują w kombinezony, chwytają sikawki i lecą gasić ogień. Pół biedy, jeśli jest blisko. Ale ostatnio sfajczył się ludziom dom, bo nie zdążyli na czas, w dodatku w hydrancie nie było wody! - A przecież w wozie bojowym zawsze mieliśmy w zbiornikach zapas! - żali się.
Nowy wóz kosztuje krocie - 750 tys. zł. Dwie trzecie tej kwoty gotowa jest wyłożyć Komenda Główna PSP. Ale resztę strażacy ochotnicy muszą znaleźć sami. - Pomogłabym im, ale nie mam w budżecie takich pieniędzy - rozkłada bezradnie ręce Grażyna Sikorska, wójt gminy Sterdyń. Wygląda na to, że junacy ze Starego Ratyńca jeszcze długo sobie pobiegają.