Czyjś wielki gest dał mi drugie życie

i

Autor: materiały prasowe

Czyjś wielki gest dał mi drugie życie

2017-03-22 13:30

Wywiad z Janem Stępniakiem z Polskiego Stowarzyszenia Sportu po Transplantacji. Zobaczymy go 1 kwietnia w Wiśle na trasie Biegu po Nowe Życie

Już dziesiąty rok żyjesz z przeszczepioną nerką. Dlaczego potrzebowałeś nowego narządu?

Jan Stępniak: To nie stało się nagle, inaczej, jak to bywa w przypadku wielu chorych. Od urodzenia chorowałem na celiakię, to choroba wywołana nadwrażliwością na gluten. Jeszcze jako dziecko, w 1997 roku po zapaleniu płuc wylądowałem w szpitalu. Wtedy okazało się, że mam kiepskie wyniki moczy. Kolejne badania nie wykazywały poprawy. Okazało się, że mam chore nerki. Aż do 2004 roku byłem leczony farmakologicznie i właściwie nie odczuwałem żadnych skutków choroby. Tak było niestety tylko do czasu. W 2005 roku okazało się, że wymagam dializ otrzewnowych.

W jakim byłeś wtedy wieku?

- Miałem zacząć naukę w klasie maturalnej. 1 września było rozpoczęcie roku szkolnego, a ja 25 sierpnia miałem zakładany cewnik do dializy. Moje życie na dializach było pełne ograniczeń. Codziennie wieczorem podłączałem się do maszyny, wczesnym rankiem odłączałem się, by zdążyć do szkoły. Nie mogłem niegdzie wyjechać, mogłem najwyżej na kilka godzin wyrwać się do miasta. W ostatnich miesiącach przed przeszczepem musiałem podłączać się do maszyny także w ciągu dnia, co jeszcze dodatkowo utrudniało mi funkcjonowanie. Na dializach przebrnąłem przez studia, choć musiałem zamienić je na naukę zaoczną. Licencjat pisałem już z nową nerką.

Kiedy zadzwonił telefon z informacją, że jest dla ciebie nerka?

- To było 11 kwietnia 2007 roku. Telefon z kliniki w Bydgoszczy zadzwonił o g. 4.20, odebrał go mój tata. Z jednej strony bardzo się cieszyłem. Z drugiej był strach, bo dawczynią nerki dla mnie była znacznie ode mnie starsza, bo 51-letnia kobieta. Andrzej Marciniak, koordynator w zespole transplantacji nerek w Bydgoszczy u profesora Zbigniewa Włodarczyka, namawiał lekarzy, żeby spróbować, bo ta nerka była dla mnie bardzo dobra, była zgodność w 19 na 20 punktach. W przypadku nerki wiek nie jest taki ważny, to narząd, który do późnego wieku może być w bardzo dobrym stanie. Dzisiaj, po 10 latach widać, że to była dobra decyzja. Warto wspomnieć, że Andrzej Marciniak sam jest osobą po przeszczepie nerki.

Co czułeś, gdy przekonałeś się, że nowa nerka pracuje?

- Przeżyłem trochę strachu, bo nowa nerka zaczęła pracować dopiero w 11 dniu po przeszczepie. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego skoro ta nerka pracowała u innego człowieka u mnie nie rusza, mimo leków. Lekarze uspokajali mnie, że nerka zaczyna czasem pracować dopiero po jakimś czasie od przeszczepu.

Jakie jest twoje nowe życie?

- Zupełnie inne od życia na dializach, to życie pełnią życia. Biorę na stałe leki, muszę o siebie dbać, ale normalnie żyję, nie odczuwam żadnych dolegliwości. Prowadzę własną firmę, dużo pracuję. Pływam, biegam, ukończyłem ćwiartkę triatlonu. Podróżuję.

Myślisz czasem o osobie, dzięki której żyjesz?

- Myślę, nie tylko o niej, ale także o jej bliskich. To heroiczny, wielki gest zgodzić się w obliczu tragedii na to, by spróbować pomóc innej osobie. Ja 11 kwietnia będę obchodził 10 rocznicę drugich urodzin, na rodzina mojej dawczyni będzie zapalać znicze na jej grobie. Pewno była czyjąś najukochańszą na świecie mamą, żoną, babcią. Nie sposób o tym nie myśleć.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki