Ten dramat pokazuje, że mordercze dopalacze to nie tylko problem dużych miast, gdzie łatwiej jest kupić te niebezpieczne substancje. Jak się okazuje, handlarze śmiercią docierają ze swoim towarem w każdy zakątek kraju. Patryka dopadli w niewielkiej miejscowości Bińcze na Pomorzu.
Był wieczór, kiedy chłopak wykorzystał nieobecność swoich rodziców i zamknął się w swoim pokoju. Tam zaczął palić jakieś podejrzane zioło.
Kiedy do domu wrócili jego rodzice, chłopak nie odpowiadał na wołania. Przerażeni wpadli do jego pokoju.
- Syn klęczał i był zwinięty w kłębek. Wcześniej musiał wymiotować, bo w pokoju były ślady wymiocin. Nie reagował na wołanie i szturchanie - opowiada pani Hanna, mama Patryka, która próbowała go reanimować. Akcję ratunkową prowadzili też lekarze z pogotowia. Po godzinie walki o życie nastolatka lekarz stwierdził zgon. W pokoju Patryka znaleziono dziwny susz. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa.
- Dmuchaliśmy na zimne, ale nie trzymaliśmy go za rękę. Na pewno zauważylibyśmy, gdyby było coś niepokojącego - tłumaczy sobie zrozpaczona mama Patryka.
Rodzice chłopaka prowadzą teraz w swojej okolicy akcję informacyjną na temat dopalaczy i skutków ich zażywania.
- Nie chcielibyśmy, żeby ktoś jeszcze przeżył tragedię podobną do naszej. Dopiero po śmierci Patryka dopalacze w naszej miejscowości przestały być tematem tabu. Za mało jednak się o tym mówi i robi akcji profilaktycznych. Policja ma ograniczone możliwości, żeby z tym skutecznie walczyć. Trzeba szybko zmienić prawo - mówi zdruzgotana matka.
Czytaj: 12-latek kolejną ofiarą Mocarza! Jego stan jest ciężki