Dorwali zabójcę po 20 latach

2015-11-20 20:30

Zabił Joasię z chorej miłości. W szale zadał jej piętnaście ciosów nożyczkami. I zatarł po sobie wszelkie ślady, umykając sprawiedliwości. Dopiero po 20 latach dorwali go policjanci z tak zwanego Archiwum X, którzy jeszcze raz przyjrzeli się dawno umorzonej sprawie. Za swoją zbrodnię Sławomir G. (48 l.) został właśnie skazany na 15 lat więzienia.

Od roku przed bydgoskim sądem toczył się jego proces. Mężczyzna siedzący na ławie oskarżonych imponował spokojem. Jakby to wszystko, co działo się wokół, dotyczyło kogoś innego. - On wyparł z siebie tę zbrodnię - mówił biegły psycholog, oceniając beznamiętną postawę Sławomira G.

Zabójcy nie dręczyły wyrzuty sumienia. Przez 20 lat wiódł przykładne życie. Pracował jako magazynier, ożenił się, ma córkę. Przez ten czas ani razu nie złamał prawa. Któż mógłby przypuszczać, że skrywa krwawą tajemnicę...

To zdarzyło się 30 sierpnia 1994 r. w bloku przy ulicy Żmudzkiej w Bydgoszczy. Młoda, piękna i utalentowana Joasia Sendecka (+22 l.) nie miała powodu, by lękać się spokojnego, miłego sąsiada. Gdy zapukał do jej drzwi, bez wahania wpuściła go do środka. Czy wiedziała, że się w niej kocha? Możliwe. Wszyscy w bloku widzieli to jego platoniczne uczucie. Ale tym razem Sławomir G. przeszedł od słów do czynów. Przekonywał dziewczynę, by rzuciła narzeczonego i związała się z nim, próbował objąć, pocałować. Gdy go odepchnęła, chwycił nożyczki. Zadał jej 15 ciosów.

Makabryczna zbrodnia wstrząsnęła miastem. Powołano specjalną grupę śledczych do jej wyjaśnienia. Przesłuchano kilkadziesiąt osób - krewnych, sąsiadów, znajomych. Drobiazgowo sprawdzano alibi narzeczonego Joasi. Alibi zabójcy nie wzbudziło podejrzeń. Wreszcie po dwóch latach sprawę umorzono. Dopiero policjanci z tak zwanego Archiwum X, którzy wrócili do niej po 20 latach, doszli do wniosku, że zabójcą może być Sławomir G. Wezwany na przesłuchanie mężczyzna pogubił się w krzyżowym ogniu pytań. - To ona sama pocięła się nożyczkami - stwierdził. Potem w celi aresztu wyznał prawdę współwięźniowi.

W czasie procesu odwołał swoje zeznania. - Ja tego nie zrobiłem - zapewniał jeszcze kilka minut przed ogłoszeniem wyroku. Ale sąd nie miał wątpliwości, że jest winny. Skazując go tylko na 15 lat więzienia, wziął pod uwagę przykładne życie po zbrodni.

Sprawdź: Podpalił narzeczoną i dzieci. KAT z Jesiony NIE ŻYJE!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki