DRAMAT 5-letniej Ani: Balonik wybuchł mi w twarz! [ZDJĘCIA]

2017-04-27 4:00

Ania (5 l.) i jej braciszek Marceli (7 l.) nigdy nie byli tak przerażeni. Rodzeństwo beztrosko bawiło się zwykłym balonem, gdy ten niespodziewanie... się zapalił. Przez sekundy w powietrzu pomiędzy maluchami wisiała kula ognia. Na szczęście z pomocą przyszedł tata dzieci, który dywanem zdusił płomień. Mała Ania się poparzyła i przypaliła sobie grzywkę.

Kolorowe i fruwające pod sufit balony. Dzieci je uwielbiają. Dlatego pan Kamil Dybich (38 l.) kupił je swoim dzieciom na straganie przed kościołem w Dąbrowie Górniczej. I doszło do tragedii!

- Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale jest prawdziwe. Widziałem to na własne oczy. Dzieci się bawiły, a w pewnym momencie balon się zapalił. Przez moment w powietrzu wisiała kula ognia. Dzieci krzyczały wniebogłosy - opowiada pan Kamil.

Na szczęście mała Ania nie doznała dotkliwych poparzeń, ale była straszliwie przerażona.

W pokoju nie było żadnego otwartego ognia. Balon jednak zapłonął. Czy był napełniony łatwopalnym gazem zamiast niepalnego helu? A może samozapłon wywołały jakieś inne czynniki?

Rodzice przerażonych dzieci uznali, że na te pytania odpowiedzi musi znaleźć policja.

- Wyglądałem komicznie w komendzie z pięcioma balonami od tego samego sprzedawcy, ale uważam, że nie można tego zostawić. Strach pomyśleć, co może się stać, gdyby taki balon zapalił się w nocy - mówi tata.

Policja w Dąbrowie Górniczej nie zbagatelizowała sprawy. - Prowadzimy dochodzenie w trybie niecierpiącym zwłoki. Znamy tożsamość sprzedawców, którzy wtedy handlowali tymi balonami. Mamy też balony dostarczone przez ojca dzieci. Kluczowe będą opinie biegłych, badania, które być może dadzą odpowiedź, czym były napełnione balony, jak doszło do zapłonu - powiedział nam Mariusz Miszczyk, oficer prasowy policji w Dąbrowie Górniczej.

Zobacz: UDAWAŁA kochającą matkę, a pozwalała katować własne dziecko!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają

Materiał Partnerski

Materiał sponsorowany