Patryk i jego siostrzyczka Ola (2 l.) trafili do rodziny zastępczej prowadzonej przez Wiesława (62 l.) i Marię K. (56 l.) we wrześniu ubiegłego roku. Sąd ich tam umieścił, bo w rodzinnym domu często dochodziło do awantur wywoływanych przez nadużywającego alkoholu wujka ich matki, z którym mieszkali pod jednym dachem. - Zdecydowano, że na pewien czas moje dzieci powinny trafić do kogoś innego - mówi ich mama Bogusława Budziarek (36 l.). - Ale często je widywałam. Dwa razy w miesiącu zabierałam je na weekendy, a ostatnio w lipcu spędziły u mnie kilkanaście dni - opisuje.
Teraz w sądzie miała odbyć się rozprawa, podczas której, jak się spodziewała pani Bogusława, zapadłaby decyzja o powrocie dzieci do domu. - Z tym wujkiem już się uporaliśmy, kurator wydał pozytywną opinię. Nie było podstaw, by dzieci dalej przebywały u kogoś obcego - opowiada.
Rano przed wyruszeniem do sądu, odebrała jednak telefon z dramatyczną wiadomością.
- Patryk nie żyje. Utopił się wczoraj w oczku wodnym - usłyszała od opiekunki chłopca, Marii K.
W jednej chwili pani Bogusławie runął cały świat. Liczyła, że tego dnia odzyska dzieci, a dostała informację o śmierci ukochanego synka.
- W tej rodzinie coś się dzieje niedobrego - mówi załamana. - Kilka miesięcy temu Patryk złamał tam nogę. Oni chyba słabo wywiązują się ze swojej roli. Kiedy rozmawiałam z tą panią Marią, to jeszcze mi powiedziała, że nie poczuwają się do winy. Jak się mogą nie poczuwać? Gdyby uważali na Patryka, to on by żył - dodaje.
Maria K. w rozmowie z nami tłumaczy, że chłopiec został sam tylko na chwilę. - Ubieraliśmy inne dzieci, bo mieliśmy iść na spacer. Patryk gdzieś się zawieruszył - mówi.
Teraz za swoją nieuwagę być może odpowiedzą przed sądem. Trwa śledztwo w tej sprawie.
Zobacz: Dramat w Tuszynie. 3-latek utopił się w oczku wodnym