Dramat pana Eugeniusza: Nie śpię, bo dźwięczą mi kryształy

2017-03-31 4:00

Co przyłoży głowę do poduszki, to zaraz z meblościanki dochodzi upiorne dzwonienie. Zrywa się, ucisza rozdygotane kryształy, ściąga z półki chwiejącą się figurkę Matki Boskiej, siada na krześle i czeka, aż kolumna tirów zniknie za zakrętem. - Spać nie dają, cholery - złości się Eugeniusz Łukasik (78 l.) z Dąbia (woj. lubelskie), którego okazały dom stoi tuż obok szosy.

Całe swoje życie włożył w ten budynek. Ciągnął ściany wytrwale, aż starczyło na cztery kondygnacje i poddasze. Gdy w 1990 roku skończył budowę, w okolicy nie było okazalszego domu. Cieszył się, że na stare lata zazna takich luksusów. Tymczasem...

- Koszmar zaczął się jakieś sześć lat temu, jak gmina nowoczesną drogę zbudowała - opowiada pan Eugeniusz. - Wcześniej wertepy tu były. Nikt tędy nie jeździł, chyba że musiał. A jak tylko zrobili asfalt, to zaraz poszły tiry!

Droga Łuków - Stoczek Łukowski faktycznie jest ruchliwa. 20-tonowe kolosy przemykają tędy stadami. Huk, kurz, wibracje. Ściany domów pękają, spadają obrazy. - Co my tu przeżywamy, tego nie da się opisać - mówi Łukasik. W nocy prawie nie sypia. Bo jak tylko zmruży oczy, to zaraz budzi go dzwonienie kryształów. Nie raz i nie dwa zbierał ich resztki z podłogi. - Moja figurka Matki Boskiej też spadała już wiele razy. Chyba Bóg jej strzeże, że się jeszcze nie rozbiła - wznosi oczy do nieba.

Ta figurka to jego oczko w głowie. Stoi na regale obok zdjęcia tragicznie zmarłego syna. - Kiedy słyszę, że drogą jedzie konwój, biorę ją na ręce. Nie pozwolę, by uległa zniszczeniu - mówi mężczyzna. I dodaje, że nigdy nie przypuszczał, iż życie zrujnuje mu kiedyś nowoczesność.

Zobacz: Sprawa poparzonej 5-latki. Jej matka znowu była pijana!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki