Dramat rodziny zastępczej z Ostrzeszowa. Dyrektorka ośrodka adopcyjnego ZABRAŁA im wychowanka!

2015-01-27 3:00

To dyrektorka ośrodka adopcyjnego w Kaliszu jest winna temu, że dwumiesięczny Adaś został rozdzielony ze swoim rodzeństwem. Gdy wyrzekła się go matka, miał trafić do państwa Niełacnych, którzy wychowują już jego dwóch braci - Miłosza i Alana, ale w podejrzanych okolicznościach został powierzony innej rodzinie. - To skandal - mówi Bożena Łojko z fundacji Zerwane Więzi, a państwo Niełacni rozpoczęli walkę o dziecko.

Halina M., dyrektorka ośrodka adopcyjnego w Kaliszu, doskonale zna sytuację państwa Niełacnych z Ostrzeszowa (woj. wielkopolskie). Pani Katarzyna i jej mąż Mirosław stworzyli cudowny dom dla dwóch niechcianych braci - Miłoszka (9 l.) i Alanka (5 l.). I od samego początku mówili, że gdyby matka chłopców urodziła jeszcze jedno dziecko, oni chcieliby je adoptować. Gdy więc otrzymali telefon z ośrodka, że na świat przyszedł kolejny chłopiec, nie mogli uwierzyć we własne szczęście. - Urodził się wasz braciszek - powiedzieli synom, gdy jechali dopełnić formalności związane z adopcją.

Zobacz też: Turek. MARTWY noworodek zawinięty w torbę. W reklamówce leżało łożysko i pępowina

Ale na miejscu usłyszeli coś, co wprawiło ich w zdumienie. - Powiedziano nam, że mamy dobrowolnie wycofać się z adopcji! - mówi pani Kasia. A gdy nie chcieli realizować bezdusznego planu Haliny M., kobieta złożyła ich dokumenty adopcyjne w innym sądzie niż powinna. Do właściwego sądu trafiły za to dokumenty adopcyjne zupełnie innej rodziny. - Przez to sąd nawet nie wiedział, że my także staramy się o chłopca - tłumaczy pani Kasia i dodaje, że wszystko wydało im się podejrzane, bo rodzina, która dostała chłopca, kurs adopcyjny skończyła dwa tygodnie przed urodzeniem się Adasia. - Zawiadomiliśmy prokuraturę o popełnieniu przestępstwa przez Halinę M. Będziemy walczyć o Adasia - mówi pan Mirosław.

A Halina M.? Nabrała wody w usta i zasłania się tajemnicą zawodową. Tymczasem adopcyjny skandal zatacza coraz szersze kręgi. Bożena Łojko z fundacji Zerwane Więzi zgłosiła sprawę rzecznikowi praw dziecka. - Chcemy, żeby chłopiec jak najszybciej znalazł się w rodzinie, która wychowuje jego starszych braci - mówi. Sprawę bada też prokuratura. Sprawdza, czy nie doszło do handlu ludźmi...

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki