Na fotografii uśmiechnięty młody chłopak obejmuje śliczną szatynkę na tle Morskiego Oka. Na innych zdjęciach zanurzają się w błękitnych falach morza, kibicują piłkarzom na stadionie, szusują na nartach. Wszędzie razem. Zawsze szczęśliwi.
Zostali parą trzy lata temu. Natalia (23 l.) próbowała swoich sił jako dziennikarka, a ostatnio pracowała w dużej firmie odzieżowej, Paweł (?26 l.) niedawno zmienił pracę. Zamieszkali przy ul. Wawelskiej w gdańskiej Oruni. - Kochali się. Planowali ślub. Marzyli, żeby spędzić resztę życia razem! - mówią znajomi pary, wstrząśnięci zagadkową śmiercią Pawła.
Chłopak zaginął 17 lipca w nocy. Wracał z Pruszcza Gdańskiego, gdzie był na grillu u kolegi. Wsiadł do autobusu N5, jednak do domu nie dotarł. Nazajutrz zaniepokojona Natalia i rodzice chłopaka zaczęli go szukać. - Nie dopuszczam myśli, że coś sobie zrobił. Nie miał powodów. Nowa praca bardzo mu odpowiadała, między nami także dobrze się układało - mówiła zatroskana dziewczyna. Jeszcze wtedy wierzyła, że jej ukochany się odnajdzie.
Monitoring w autobusie, którym jechał Paweł, nie działał, więc nie wiadomo było, gdzie chłopak wysiadł. Strażacy i policjanci na ślepo przeszukiwali rozległy teren i mętne wody Raduni. I w końcu natknęli się na ciało. Wypłynęło niedaleko Traktu św. Wojciecha w Gdańsku. - Podczas sekcji zwłok nie stwierdzono urazów, które wskazywałyby, iż do śmierci Pawła przyczyniły się osoby trzecie - mówi Grażyna Starosielec z Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Śródmieście.
Zobacz także: Pogrzeb Ewy Tylman najprawdopodobniej jeszcze w tym tygodniu