GDYNIA: 7-letni Kubuś chciał zamówić tylko ŚNIEŻYNKĘ, a zjawiły się PROSTYTUTKI

2013-01-05 15:35

Wystarczyła chwila nieuwagi opiekunki, by 7-letni Kubuś z Gdyni narobił niezłego zamieszania. Chłopiec marzył o odwiedzinach Śnieżynki. Znalazł internetowy anons i zadzwonił pod wskazany numer. Po chwili pod jego drzwiami stanęły dwie... prostytutki w mikołajowych czapkach.

Był mroźny poranek. Rodzice Kuby byli w pracy, a chłopcem zajmowała się opiekunka. Kubuś był przeziębiony i strasznie grymasił.

- Chciał, żeby przyszła do niego Śnieżynka. Taka, jaką widział w filmie "List do M." - mówi pani Beata (36 l.), która pilnowała Kuby tego dnia.

Gdy kobieta spuściła chłopca na chwilę z oczu, ten włączył komputer i wyszukał w Internecie ogłoszenia pomocnic Mikołaja. Spodobała mu się ładna dziewczyna w czerwonej czapce. Zadzwonił do niej. - Nie mogę wyjść z domu i chcę, byś się mną zaopiekowała - wypalił.

Kobieta zgodziła się i obiecała, że przyjedzie do Kuby ze swoją koleżanką. Pojawiły się po kilkudziesięciu minutach.

- Otworzyłam drzwi i o mało nie zemdlałam. Na wycieraczce stały dwie młode panienki, w czerwonych kozaczkach, krótkich spódniczkach, futerkach i w czapkach św. Mikołaja. Stwierdziły, że mają się zaopiekować panem Kubą - wspomina prawdziwa opiekunka.

- Powiedziałam, że to pomyłka i trzasnęłam drzwiami - dodaje. Prawdziwe kłopoty zaczęły się chwilę później. Do drzwi zapukał kierowca Śnieżynek i zażądał 100 złotych za paliwo. Kobieta nie wiedziała, co zrobić. Wtedy do rozmowy włączył się Kuba. Przyznał się, że to on dzwonił...

Postawny mężczyzna wybuchnął śmiechem i zrezygnował z roszczeń finansowych. Na odchodnym rzucił tylko chłopcu, że na opiekę takich Śnieżynek musi jeszcze poczekać kilka lat.

Po powrocie rodziców Kuba opowiedział całą historię. Dostał szlaban na komputer.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki