Henryk K., postawny, silny mężczyzna, nie miał w rodzinnej wsi Stężyca Kolonia pod Krasnymstawem (woj. lubelskie) dobrej opinii. - Taki typ wioskowego mądrali - despoty. Wszystko zawsze wiedział najlepiej, na wszystkim znał się najlepiej - opowiadają sąsiedzi. W domu było podobnie. Dwaj starsi synowie despoty szybko opuścili dom rodzinny. Z rodzicami został Stanisław. Kiedy kilkanaście lat temu zmarła matka i zostali sami, ojciec coraz częściej znęcał się nad synem.
- Nie pozwolił mu się ożenić. Choć matka przed śmiercią przepisała mu kilka hektarów ziemi, nie miał do niej prawa - opowiada sąsiadka. - Kilka razy zdarzyło się, że stary K. pobił syna. A on tylko o nim "tatuś to, a tatuś tamto". - dodaje.
W końcu Stanisław powiedział dość. Oświadczył ojcu, że chce sprzedać ziemię, która do niego należy. - Po twoim trupie - odburknął wtedy Henryk K. - Najpierw schował dowód osobisty syna. Kiedy Stanisław oświadczył, że wyrobi sobie nowy i tak czy inaczej sprzeda ziemię, postanowił go zabić - opowiada osoba związana ze śledztwem.
Do zbrodni doszło w nocy z pierwszego na drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Stanisław zginął od pięciu ciosów siekierą w głowę. - Po dokonaniu zbrodni 83-latek ukrył narzędzie w schowku wykonanym w podłodze obory - opowiada podkom. Piotr Wasilewski, rzecznik prasowy krasnostawskich policjantów.
Henryk K. pogotowie zawiadomił kilkanaście godzin po morderstwie. Kiedy przyszedł do domu z kościoła, zjadł obiad i jeszcze się zdrzemnął. Grozi mu dożywocie.
Zobacz: Pijany lekarz przyjmował pacjentów, a potem spowodował kolizję. Skandal w Ełku