Kat nigdy wcześniej nie widział ofiary. Spotkał ją przypadkiem na ulicy w Chorzowie, niedaleko kamienicy, w której sam mieszka. Magdalena szła właśnie odwiedzić znajomych.
- Nagle rzucił się na mnie - opowiada nam maltretowana kobieta. - Mocno uderzył, a potem, ciągnąc za ręce, zataszczył do mieszkania. Tam zaczął mnie katować. Związał ręce, próbowałam krzyczeć, ale zakleił mi usta taśmą - wspomina dramatyczne chwile.
>>> Ksiądz gwałciciel na wolności
Związana i zakneblowana kobieta była dręczona przez kilka godzin. Napastnikowi nie wystarczyło samo bicie...
- Przypalał mnie na brzuchu i plecach papierosem - mówi Magdalena Sz., pokazując świeże rany. - Ciął mnie też nożem do tapet po szyi. Męczył mnie długo, a ja nie mogłam się ani obronić, ani krzyczeć. W końcu mnie zgwałcił - wyznaje kobieta.
Pomoc dla pani Magdaleny nadeszła po paru godzinach. Okazało się, że trakcie swych sadystycznych zabaw Leszek Ż. odkręcił w mieszkaniu wodę. Najprawdopodobniej chciał na koniec utopić ofiarę... Ale na szczęście zapomniał zakręcić kurka. Woda dość szybko przepełniła wannę i zaczęła kapać z sufitu u sąsiadki piętro niżej. Wściekła kobieta zadzwoniła na policję z prośbą o interwencję...
Gdy funkcjonariusze stawili się na miejscu i siłą weszli do mieszkania Leszka Ż., ujrzeli potwornie skatowaną i nieprzytomną Magdalenę Sz.
- Gdyby nie sąsiadka, która zadzwoniła po policję, już bym nie żyła. Dziękuję jej za pomoc - mówi Magdalena.
Leszek Ż. został aresztowany na trzy miesiące. Grozi mu 12 lat więzienia.