Myślał, że uda mu się wykpić, ale sprawiedliwość dosięgnęła podpalacza. 10 maja 2013 r. Dariusz P. w nocy w domu, w którym mieszkał wraz z żoną i pięciorgiem dzieci, podłożył ogień w kilku miejscach. Dom pozamykał, a taśmy okiennic poprzecinał, żeby nie można było ich otworzyć. W wyniku pożaru zginęła żona Joanna (+40 l.), córki Justyna (+18 l.), Agnieszka (+4 l.) i Małgorzata (+13 l.) oraz syn Marcin (+9 l.). Tylko jedno dziecko przeżyło. Dzisiaj Wojciech ma 21 lat i przez te wszystkie lata bronił ojca. Dariusz P. zrobił wszystko, żeby pożar wyglądał na przypadkowy. W salonie przeciął kabel konsoli do gier, obok ułożył truchło myszy. Potem sugerował, że pożar spowodowało uszkodzenie kabla przez gryzonia. Początkowo podejrzewano, że Dariusz P. podpalił dom dla ubezpieczenia. - Sąd nie miał żad-nych wątpliwości, że oskarżony działał planowo z zamiarem zabicia członków rodziny. Zrządzeniem losu z pożaru ocalał najstarszy syn oskarżonego - mówiła sędzia referent Grażyna Suchecka w czasie procesu w 2016 roku. Wniesiono apelację.
W ostatnich latach Dariusz P. liczył na uniewinnienie. Twierdził, że w czasie gdy wybuchł pożar on przebywał w warsztacie, gdzie naprawiał komputer. Policjanci, którzy w 2014 roku przeszukiwali warsztat nie widzieli tam komputerów. Syn P. przyznał się, że podrzucił tam komputery, gdy ojciec przebywał w areszcie. W ten sposób chcieli okpić prokuratora. Przez całe lata podpalacz nie przyznawał się do winy i próbował prowadzić śledztwo po fałszywych torach. Nie udało się. Dariusz P. trafi za kraty na resztę życia.