Nic nie wskazywało na to, że z niezbyt jeszcze wysłużoną, bo 4-letnią lodówką może być coś nie w porządku. Do czasu. Kilka dni temu pan Ryszard wspólnie z żoną szykowali się do wyjścia na uroczystą kolację. Coś pichcili. Często sięgali do lodówki.
Zobacz: Wielki pożar w Markach pod Warszawą. Dramatyczna noc w święto Trzech Króli
- Wszystko było w porządku. Gdyby już wtedy zaczęło się w niej coś palić, wyczulibyśmy to - opowiada. Wystarczyły jedynie dwie godziny ich nieobecności, żeby doszło do tragedii. Wracając z kolacji, już na klatce schodowej poczuli swąd.
- Sąsiadom coś się przypala - pomyślał pan Ryszard. Kiedy otworzył drzwi, zrozumiał, jak bardzo się myli. Cała jego kuchnia, przedpokój, pokój - wszystko zostało spalone. Od razu przypuszczał, że mogło dojść do zwarcia elektrycznego. - Żona wyłącza wszystkie urządzenia z prądu, gdy wychodzimy z domu. Oczywiście wszystkie oprócz lodówki - tłumaczy. Jak ustalili strażacy, ogień pojawił się w środku chłodziarki, między półkami. Najpewniej od żaróweczki, która oświetla wnętrze. Musiała być włączona przez cały czas, ale nie można było tego sprawdzić.
- Przypuszczalną przyczyną zdarzenia mogło być zwarcie prądu w lodówce - potwierdza w piśmie do pana Ryszarda bryg. Artur Bis, komendant powiatowy PSP Artur Bis.
- Niedawno remontowałem całe mieszkanie, ale przez pożar musiałem wszystko zacząć robić od nowa - mówi smutno Banaszek, dziękując przy okazji wszystkim, którzy mu do tej pory pomogli.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail