Kinga J. pochodzi z Sosnowca (woj. śląskie), ale ostatnio mieszkała na Pomorzu. Dwa tygodnie temu wraz z synkami pojawiła się w rodzinnym mieście. Zapukała do drzwi mieszkania swoich dziadków - Anny i Stanisława N.
- Ucieszyliśmy się, że nas odwiedziła. Tym bardziej że Alanka mogliśmy zobaczyć po raz pierwszy - mówi Anna N. - Okazało się, że wnuczka ma wielkie kłopoty. Straciła pracę i dach nad głową. W dodatku ojciec Alanka nie płacił alimentów. Przygarnęliśmy całą trójkę - dodaje.
W ubiegły wtorek Kinga J. wyszła, zabierając młodszego Alanka. - Powiedziała, że odwiedzi koleżankę. Wróciła bez dziecka. Tłumaczyła, że zostawiła go u tej znajomej. Ale widziałam, że płacze. Zapytałam, co się stało. Powiedziała, że porzuciła Alanka w kościele niedaleko naszego bloku. Nie zadzwoniliśmy na policję. Nie mogliśmy - opisuje Anna N.
Następnego dnia Kinga J. pojechała z Patrykiem do Katowic. Miała odwiedzić ojca starszego syna, Rafała D. Wróciła dopiero w piątek. Bez dziecka. - Przyjechała i znów płakała. Tym razem o nic nie pytałam, bo w każdej telewizji pokazywali chłopców. Powiedziałam tylko: "Coś ty narobiła!". Nie minęło 10 minut, a pojawili się policjanci i ją zabrali - Anna N. wzdycha ciężko.
Dziadkowie proszą o wyrozumiałość dla wnuczki. - Zrobiła źle, ale była pogrążona w desperacji. Trzeba jej wybaczyć i pomóc. Ona bardzo dbała o dzieci, póki się nie załamała - mówi babcia Kingi J.
Zobacz: Mama porzuciła synów w kościołach. Patryczka w Katowicach, a Alanka w Sosnowcu