Mieszkania socjalne w Głogowińcu koło Bydgoszczy (woj. kujawsko-pomorskie) to zwyczajny kontener, w którym upchnięto pięć pokoików dla najuboższych mieszkańców. Jednym z nich jest Marek Gadomski, ciężko chory na miażdżycę i poruszający się na wózku inwalidzkim 60-letni mężczyzna.
- Było wczesne popołudnie, gdy usłyszałem krzyki za ścianą, a po chwili poczułem swąd spalenizny - opowiada. Barak płonął, a jego mieszkańcy w panice go opuszczali. - Zakryłem usta poduszką, podjechałem wózkiem do drzwi, otworzyłem je, ale ogień był już taki, że musiałem się wycofać. Pomyślałem, że to koniec. I wtedy usłyszałem, jak ktoś wybija szybę w moim pokoju...
To był Łukasz Walkowiak (25 l.), mieszkaniec sąsiedniego budynku. Gdy zobaczył, co się dzieje, a wśród ludzi przyglądających się pożarowi kontenera nie dostrzegł znajomej sylwetki na wózku, nie zawahał się skoczyć w ogień. - Wpadł do pokoju i wziął mnie na ręce. Ja ciężki jestem, więc krzyknąłem, żeby mnie zostawił i uciekał, ale nie chciał. Co tu dużo gadać, życie mi ocalił! - mówi ze łzami w oczach pan Marek.
Jego wybawca nie czuje się bohaterem. - Serce kazało mi to zrobić - mówi skromnie wrażliwy na cudze nieszczęścia wychowanek domu dziecka.