Nie mogę uwierzyć, że Marcin nie żyje

2013-03-15 3:00

Starszy aspirant Alina Słonik nie może dojść do siebie po śmierci kolegi. Marcina Wiącka (†36 l.) jeszcze przed tragedią widziała na korytarzu komendy policji w Sulęcinie (woj. lubuskie). Nie przypuszczała, że ten świetny policjant zginie podczas służby.

Sulęcin pogrążony w żałobie po śmierci Marcina Wiącka, który zginął w nieszczęśliwym wypadku podczas pościgu za złodziejem samochodu. Podczas obezwładniania bandyty pistolet kolegi z patrolu wypalił, a kula trafiła Marcina w głowę. Policjant zmarł na miejscu.

Szef komendy nakazał w żałobie przepasać flagę narodową kirem, a policjanci ze smutkiem wspominają Marcina. - Jesteśmy małą jednostką, w której wszyscy się znają, żyjemy jak w rodzinie, tym bardziej boli tragiczna śmierć jednego z nas, a Marcin na dodatek był sympatyczny, wesoły i takim już na zawsze pozostanie w naszych sercach - mówi policjantka.

Tymczasem sprawca śmiertelnego postrzelenia Mariusz S. jest w takim stanie psychicznym, że prokurator nawet nie może go przesłuchać. Cały czas znajduje się pod obserwacją w szpitalu.

Sierżant Wiącek pozostawił żonę i dwoje dzieci. Jedno chodzi do szóstej klasy, drugie do przedszkola. - Obaj funkcjonariusze byli doświadczonymi policjantami, wiedzieli, jak się zachować w ekstremalnej sytuacji, trudno więc zrozumieć, jak doszło do takiej tragedii - mówi Sławomir Konieczny, rzecznik prasowy komendanta lubuskiej policji.

To, na ile był to straszliwy pech, a na ile zawinili biorący udział w akcji policjanci, zbada prokuratura.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki